Niebieska ściana zwycięstwa
Poniżej znajdziesz wpisy osób które wyszły z zaburzeń lękowych z naszych społeczności.
Poniższe świadectwa pochodzą z forum zaburzeni.pl oraz grupy na Facebook'u 'Stowarzyszenie Zaburzeni.PL - i Ty będziesz odburzony którą prowadzę.
Listę aktualizuję w wolnych chwilach
Hej! Witam wszystkich! Jestem nowa-nienowa, gdyż przysłuchiwałam się czasem uważnie, czasem (z powodu dd) mniej uważnie nagraniom chłopaków, a później już samego Hewada. Moja przygoda z nerwicą zaczęła się rok temu w połowie lata od zdań: "Marta, ale Ty schudłaś. Wyglądasz, jakby coś Tobie zżerało mięśnie". - wystarczyło. Później już było z górki, udary, choroby Crohna, schizofrenie, raki-sraki. Nie obeszło się rzecz jasna bez rocd, hocd. Od pewnego czasu mam to z głowy. Nie trzęsę już dupką. Jestem silna, poukładana i bardzo wdzięczna, że mój mądry organizm się tak przegrzał i dał mi znać, jak bardzo błądzę i, że jestem tego mocno nieświadoma. Obeszło się u mnie bez terapii i leków.... Ale, jakby nie o tym chciałam w sumie. Chciałam po prostu podziękować. Nie pierwszy w sumie już raz. Chciałam powiedzieć WIELKIE DZIĘKUJĘ dla Was chłopaki. Otwieracie ludziom oczy i głowę, a w efekcie również serca. Tłumaczycie to logicznie i prosto. Pozwalacie realnie wyśmiać. Bardzo Wam dziękuję. Jesteście magicznym źródłem, z którego mogłam się napić. Trzymam wielkie kciuki za Was wszystkich. DZIĘKUJĘ ✌️✌️✌️✌️✌️ ☀️
2. Adrianna: Nerwica zmieniła mnie o 180 stopni
Źródło: Grupa FB
Nerwica zmieniła moje życie o 360 stopni. Dbam o swoje zdrowie i cieszę się każdą chwilą ( bowiem w zaburzeniu byłam pewna że umrę), przestałam palić papierosy, przestałam przejmować się głupotami, bzdurami, mało znaczącymi sprawami. Na stresy i trudne sytuacje reaguje całkiem inaczej niż kiedyś. Jestem spokojniejsza. Przestały się dla mnie liczyć rzeczy materialne i pieniądze. Bardziej doceniam dobrych ludzi w moim życiu, zaś bardziej unikam złych ludzi. Nie wchodzę w fałszywe relacje, nie przebywam z osobami które nie szanują mnie i innych. Trzymam się z dala od toksycznych osobników. Cieszę się moją rodziną, bardziej ją doceniam. Nie chowam w sobie urazy jak kiedyś. Jestem bardziej tolerancyjna. Lubię minimalizm. Spędzam mniej czasu w pracy. Nie przejmuje się opinią innych. Żyje w zgodzie ze sobą. Doceniam każdy dzień. Zaburzenie mnie uratowało.
3. Gabriel: POST ODBURZENIOWY ?
Źródło: Grupa FB
Ale najpierw przepis jaki wymyśliłem:
Dodaj akceptację, postawę przyjacielską, według uznania wyrozumiałość, trochę ignorancji, nie zapomnij o silnej woli- wymieszaj i wypij. Zalecane ćwiczenie, weź zamach i kopnij w du*ę zaburzenie i patrz jak leci na marsa. A propo sinej woli, pochwalę się, że udało mi się rzucić palenie ??
No dobra może przyciągnąłem Waszą uwagę, ten post będzie się opierał na przykładach z życia wziętych, moich wnioskach i zmianie z pesymisty na realistę, będzie tutaj sporo cenzury, bo tych głupot nie w sposób opisać inaczej.
Więc... moją nerwicę tak na prawdę zapoczątkowała trauma, te omdlenia o których pisałem wzięły się ze stresu pourazowego. To nie nerwica je spowodowała, tylko one nerwicę, teraz to wiem.
Na pierwszy ogień idzie moja historia z rezonansem, a że rzeczy drastyczne u mnie powodują zasłabnięcia, rezonans miał być z kontrastem to od razu pojawiła się myśl, że przy tym zasłabnę. Pamietam jak dziś, kiedy w poczekalni reagowałem śmiechem ale moje myśli wyglądały tak ''kur*aaaaa ???'', na szczęście mojej żonie udało się skutecznie odwrócić moją uwagę, w czasie zakładania kroplówy dostaje wiadomość następującej treści ''za tą szpile zapytaj ''a zaje*ać ci?'' Boże, to było tak głupie, ale zająłem się głupotami zamiast straszakami. Na tym badaniu trzymali mnie chyba ze 40min, ja już się zastanawiałem co oni tam ku*wa szukają ?
Po badaniu zapierniczałem na papierosa szybciej niż Usain Bolt ??Kiedy było po wszystkim ochłonąłem, wiadomo potem człowiek się martwi wynikami, ale uznałem że to normalne, kto by się nie przejął. Ahaa oczywiście popełniłem fundamentalny błąd i czytałem o objawach, dopiero potem przyjąłem to na chłodno, przecież wujek google nawet i z kataru zdiagnozuje dengę, wujcio nie jest zły, ale ma dużą fantazję 😉 Mój wniosek, to to, że sami sobie tworzymy rangę zaburzenia, sam to sobie wyolbrzymiłem w głowie. A tu okazało się że mam problemy z zatokami, potem już o nic nie pytałem ''wujka'' co najwyżej o to jak sobie pomóc z zatokami, a nawet jak jakiś artykuł przyciągnie moją uwagę, to ja oceniam czy jest on wiarygodny...
Druga historia, to historia mojego ojca a raczej jego choroba, było wtedy ciężko. Poradziłem sobie wtedy tym, że skupiłem się na bliskich, moja matka też ma nerwicę, ona boi się za bardzo oddalać od domu, a do ojca trzeba było dojechać do szpitala, i cóż nie miałem nawet głowy zastanawiać się czy moje lęki się odezwą, musiałem z nią wtedy być. W tamtym czasie moja córka była jeszcze malutka, żona również mnie potrzebowała w opiece nad dzieckiem, wtedy nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy się wzajemnie wspierać, kolejna rzecz to nie chciałem by córka od małego widziała co to nerwica, a tym bardziej żeby nie miała tego jako wzór, także chciałem siebie i mamę trzymać w ryzach. Czułem się wtedy fizycznie do bani, zmęczenie było ogromne, bo i jeszcze praca do tego, ale jak człowiek musi to sobie da radę. Miałem wtedy nawet problem z jedzeniem, ale nie jakiś strach, raczej było to zniechęcenie. Ostatecznie wiedziałem, że tak będe się czuł, trudno żeby nie. To normalne że się boimy, szczególnie czegoś nowego, nieznanego, a chorobę ojca trudno żebym zniósł na lajcie, nie zastanawiałem się nawet czy mam myśl taką czy inną...
Kolejna historia to szkolenie w pracy BHP, no i... tam akurat były poruszane tematy wypadków w pracy i jebs w łeb, czuje że robi mi się słabo,poprosiłem znajomego, żeby ze mną wyszedł yhhhmmm nawet do drzwi nie dotarłem, i tak oto wywinąłem Jacksona na środku sali pełnej ludzi i tak oto Gabrycha sobie leży przed pierwszym rzędem ? wtedy się tym przejąłem, czułem się zażenowany, ale dziś? Jakie to ma znaczenie? Dziś już nawet nikt o tym nie wspomina, pewnie ludzie już nie pamiętają zdarzenia i pewnie mnie nie pamiętają. Fakt na trochę było o tym głośno, ja poczułem się wtedy z tym źle, spotkałem się z jakimś plotkowaniem za plecami, ale wczoraj spotkałem się z mega wyrozumiałością, wsparciem i powinienem się skupić na takich osobach a nie na bandzie idiotów, jestem ciekaw czy oni sami będąc na moim miejscu chcieliby spotkać siebie samych. I wczoraj okazało się, że znajomy ma podobną przypadłość do mnie, a no właśnie również powinienem uznać to za przypadłość,znajomi obrócili wszystko w żarty, poczułem się z tym swobodnie. Teraz wiem, że skupiłem się na niewłaściwych ludziach...
A przy okazji, wracając do ojca i moich wtedy problemów z jedzeniem, waga poszła w dół to oczywiste, powiem Wam, że słyszałem kilka razy, jaki to jestem za chudy, że powinienem to, powinienem tamto, dużo nie brakowało żebym sobie zrobił nie wiadomo jaki kompleks, ale ludzie nie znają mojego życia, łatwo komuś oceniać, ja po prostu to przyjąłem, jestem taki to jestem. Moim zdaniem są na tym świecie i ludzie życzliwi, ale i też tacy którzy nikogo nie lubią, siebie też nie i takie osoby zatruwają innym życie dla swoich egoistycznych zachcianek.
Jestem Arlecie winny podziękowania, za to co powiedziała na live, również tak mam że często przełożony prosi mnie o różne rzeczy, a zrób to zrób tamto, zastanawiałem się co on tak na mnie się uparł, ale cholera jakby uważał mnie za kogoś kto sobie nie radzi czy za kogoś kto się opiernicza to wcale by do mnie nie podszedł...
Kolejna rzecz dla mnie istotna to zaakceptowanie niewiedzy, ja nie mam gwarancji czy nie zjadę pisząc choćby ten post wracając do wspomnień.
Bądź obserwatorem nie sędzią, pisałem że mam odczynienia w pracy z kimś w rodzaju wampira energetycznego, szczerze to jego zachowanie nie mieści mi się w głowie, aż nie dowierzam, że z początku zastanawiałem się czy to ja nie oceniam go zbyt nisko, a no właśnie, oceniłem jego za wysoko, a siebie za nisko, zastanawiałem się czy ja nie jestem dla niego zbyt surowy, a tu okazuje się, że moja intuicja miała rację. Dlaczego miałbym wierzyć innym, a nie samemu sobie? To dobry temat na zastanowienie się? Powiem Wam, że chciałbym tylko widzieć swoje miny kiedy na niego patrzę, i w porównaniu z nim, my jesteśmy spokojni jak ten je*any lotos na pierdo*onej tafli jeziora ?
Kolejna sprawa to brak asertywności, pewności siebie...
Mam kuzyna który lubił się nade mną powiedziałbym nawet poznęcać się psychicznie, myślę że to w dużej mierze poza traumą spowodowało że byłem nie pewny siebie, doskwierały mi nastroje depresyjne, byłem wycofany, tu mi pomogła książka ''Mistrz ciętej riposty'' jest ona o postawie biernej, asertywnej i agresywnej. Pomogła mi nawet jak jeszcze nie przeczytałem jej do końca otóż kuzyn ją zobaczył u mnie i już chciał mi podogryzać mówiąc '' chyba sobie nie radzisz w pracy, chyba szukasz tekstów bo masz z kimś problemy'' ja mu na to że chcę się nauczyć radzić z takimi typami jak on a mój największy problem znajduje się przede mną i w dodatku gada, jego mina była epicka ?? poczułem, że ciężar odchodzi. A na pewność siebie stosowałem afirmacje i medytacje, ja nie twierdzę, że to jest jakaś konieczność, ja po prostu to polubiłem i wczułem się, pisałem że medytacja ułatwia mi wyciszenie się, a to pozwala mi włączyć logiczne myślenie, kogoś innego może uspokajać gra na tamburynie i to też jest spoko Zmieniłem tak swoją postawę z pesymistycznej na realistyczną, stosuję też dialog wewnętrzny, tłumaczę sobie wszystko na spokojnie i logicznie, postawa przyjacielska się też przyczyniła do tego, doradzam sobie tak jak doradziłbym w problemie przyjacielowi, traktuję siebie tak jakbym traktował przyjaciela, tutaj też wpasuje się sytuacja z liceum, kiedyś nauczycielka poleciła mi wizytę u szkolnego psychologa, ja od razu z myślą, że o co chodzi, wiem że odróżniałem się wizualnie od rówieśników, chodziłem praktycznie wiecznie ubrany na czarno i takie tam, i już sobie wymyśliłem że zostałem oceniony, że może ona uważała że ze mną coś nie tak, ale okazało się że było mi to potrzebne, powinienem być wdzięczny a nie wymyślać, teraz widzę, że za bardzo to nad interpretowałem Ona chciała mi pomóc a ja doszukiwałem się zła.
Dodam, że wobec zaburzenia mam postawę różną, raz agresywną, raz się z tego nabijam, a czasami wystarczy krótka piła, na przykład przed snem jak coś przychodziło, pomyślałem ''śpij i nie pierd*l'' ?
Teraz mam kilka zainteresowań i pasji co bardzo pomaga, dobrze jest mieć taki swój mały świat
Myślę, że trzeba też odróżnić lęk od takiego przyziemnego strachu, dajmy na to moja myśl o dalekiej podróży, ja raczej mam myśl czy sobie poradzę w obcym miejscu, bez znajomości języka i takie tam, a nie że dostanę tam paniki czy coś, także myśle że ta moja myśl jest przyziemna
Uczę się też zmiany przekonań, a propo myśle że moim problemem nie są zasłabnięcia, tylko uczucia jakie sobie wpoiłem, to uczucie zawstydzenia, wpojone opinie, i sam siebie utwierdziłem w przekonaniu że w danej sytuacji tak się stanie, że zemdleje, a drastyczne rzeczy są zapalnikiem. Wystarczy, że zmienie te przkonania i założenia, sam sobie wręcz założyłem że tak będzie, nie wiem czy owa przypadłość kiedyś minie, ale zmiana myślenia to już coś, życie staje się inne chyba widać to w tym poście? Powinienem zbudować sobie poczucie bezpieczeństwa na nowo.
Tak, to nie jest łatwe, wiem. Obecnie korzystam z terapii, to też nie jest dla mnie łatwe, wywlekanie wspomnień, na terapii też nie mam gwarancji że nie zemdle, ale zaakceptowałem tą nie wiedzę.Bo wiem, że teraz przecierpię swoje, ale wiem że warto. Tak wiem, koleś z terapii klepie tu jak jakiś Budda, terapia jednak nie ma wiele wspólnego z nerwicą, pracuję nad ową traumą, nad emocjami jakie wzbudziła, jakie mam w sobie blokady, w pracy z terapeutą w sumie wszystko rozbrajam na czynniki pierwsze ?szukam gdzie i kiedy dane przekonanie się rozpoczęło. Wcześniej mam wrażenie że zabierałem się do tego jakbym zasłonił sobie oczy i grał w bierki, nie ta kolejność, brak zrozumienia co i dlaczego.
Ahaaa o sytuacji, kiedy złapał mnie silny ból głowy pisałem, ale dla przypomnienia, wtedy wiedziałem, że było to spowodowane natrętem, ale w postaci wampira nie jakiś moich myśli, także powinniśmy sobie zdawać sprawe, że istnieją natrętne myśli, a istnieje też zwykły wku*w i tyle. Tak, zastanawiałem się czy następnego będzie dobrze, ale przecież nie musi być źle, potraktowałem to jako jednorazowy incydent.
Kilka moich rad:
Perfekcjonizm to zło, może wygląda idealnie, nawet coś może wyglądać jak raj, a być piekłem kiedy się przyjrzysz.
Wybacz sobie swoje błędy, każdy je popełnia, ale super będzie jeżeli zdasz sobie sprawę z błędu, spróbujesz go naprawić, a jeśli to niemożliwe to odpuść.
Tak jak było z moim kuzynem, ja wkręciłem się w jego gierki, reagowałem złością na jego zaczepki, ale to tylko go jeszcze nakręciło, dopiero kiedy zareagowałem sarkazmem, kiedy pokazałem mu że mnie to nie rusza, dopiero się to skończyło, mam teraz z nim spokój. Teraz wiem, że takie osoby są jak pies na łańcuchu, tylko groźnie szczeka 😉
A że teraz mam podejście realistyczne to sobie przetłumaczyłem objawy somatyczne tak: mamy układ nerwowy, mamy mózg, nie jesteśmy bezmózgie yeti, ten układ reaguje i zawsze będzie.
Czasami jak mnie coś męczy, to zapisuję takie myśli, kiedy uda mi się uspokoić to już inaczej na te zapisy mogę spojrzeć.
Akceptuj siebie i swoje wady, ja na przykład jestem dość nieśmiały i jakieś wystąpienia nigdy nie były i nie będą moją mocną stroną i co z tego?
No i sakramentalne: teraz wiem, że w zaburzeniu powinienem zobaczyć co najwyżej małego padalca, a ja zrobiłem z tego Jurastic World, no ku*wa wszędzie biegały dzikie dinozaury ??
A co do intuicji, nie jestem nieomylny i super mądry, ale lepiej się uczyć na swoich błędach niż cudzych opiniach.
Na koniec, może to co napiszę jest kontrowersyjne, uważam że ludzie mający etykę, moralność nie robią nie wiadomo jakich rzeczy czy nie wiadomo jakiego zła. Takie moje odniesienie do osób które boja się, że coś zrobią czy oszaleją, nie bójcie się, macie hamulce? Macie ludzką etykę i moralność? A czy ludzie czyniący przestępstwa to mają? Taki się nie zastanawia czy się boi, czy to taka myśl czy to lęk, oni tego chcą, i to robią i to jeszcze ich ekscytuje, tak ja uważam.
Oczywiście co napisałem odnoszę do siebie, może się ze mną nie zgodzicie, a może to pomoże choć jednej osobie. Nie wiem nawet czy mogę siebie nazwać odburzonym, nie mam nie wiadomo jakiej wiedzy, nie jestem w stanie odpowiadać tak na pytania jak nasza tutaj administracja, ale czuję że to moja droga, robię tak jak czuję, po prostu. A i należy pamiętać, że nawet bez zaburzenia życie będzie pełne wyzwań, będą się zdarzały różne sytuacje, ale to od nas zależy co zobaczymy.
I jeszcze dziękuję wszystkim z administracji i moderatorów, jesteście the best of the best, dziękuję za Waszą postawę przyjacielską, serio poczułem przyjacielskie relacje ????????
Trzymajcie się jaskółeczki."
4. Ania: Cuda się zdarzają!
Źródło: Grupa FB
"MOJA HISTORIA ODBURZENIOWA ❗❗❗❗
Zaczęło się w 2018 roku jesienią ...ni stąd ni z owąd z samodzielnej pełnej życia kobietki stałam się niesamodzielnym kłębkiem nerwów.... Początek to objawy ze strony układu pokarmowego niby zespół jelita drażliwego.... bardzo mi to dokuczało....ale jakoś się z tym uporałam , następnie to co spowodowało we mnie największy lęk o swoje życie i zdrowie nagły spadek sił nie miałam siły ustać 2 minut w miejscu a i siedzenie 2 lub 3 minut we względnym spokoju było mega trudne dla mnie.... Dodatkowo zaczęło mi doskwierać uczucie spadania do tyłu ....napady gorąca , bóle pleców, ból głowy ponad miesiąc dzień w dzień....nie wiedziałam co się ze mną dzieje bardzo się bałam.... wciąż płakałam sądziłam że to jakaś poważna choroba szukałam po lekarzach. ..... I ciągle nic zdrowa!!!! Wpadłam jednak na trop tego że jak wzięłam magnez i witaminę D3 odczuwałam przypływ sił .(czyżby układ nerwowy?...)...nadal nie wiedziałam co mi jest.....Lęk był ze mną wszędzie dosłownie wszędzie i pokoleji odcinał mnie od wszystkiego co kochałam co lubiłam byłam niesamowicie płaczliwa już nawet łez mi zaczęło brakować.... W grudniu 2018 nabawiłam się okropnego bólu w klatce piersiowej i lęku już przed wszystkim sklepy przychodnia kino itp a czara goryczy się przelała gdy pojechałam sama z dziećmi na zakupy do Biedronki i przy kasie zaczęłam czuć suchość w ustach mega gorąco i kołatanie serca bardzo bałam się że zemdleje i strach przed mdleniem stał się moim konikiem nerwicowym....nie wytrzymałam uciekłam ze sklepu i to była ostatnia moja wizyta w sklepie na długo.... Również zostawanie samej w domu , spotkania z przyjaciółmi wyjazdy stały się niemożliwe lęk zabrał Wszystko... zostałam odcięta przez lęk od wszystkiego gdy własnie w grudniu okazało się że moje emocje wywołały nadciśnienie nie byłam w stanie iść do lekarza znanego i lubianego przeze mnie, lęk mnie trzymał w sidłach odcinał mi drogę bólem w klatce , sennością miękkimi nogami oślepiało mnie też jasne światło, a ja zaczęłam unikać WSZYSTKIEGO!!!nawet myśl o pójściu do sklepu powodowała we mnie ból w klatce piersiowej i zatykanie i wzrost ciśnienia..... Zaczęłam szukać co mi może być wujek Google oszacował że to nerwica lękowa z agorafobią.... szukałam dalej w necie i niestety prognozy nie były dobre wszędzie pisali że z tego się nie wychodzi!!!! Gdzieś trafiłam na książkę Szaffera "Pokonałem nerwicę" łykałam ją wręcz z ciekawością i coraz większą nadzieją że może jednak z tego się wychodzi.....Dalej już mniej po omacku drążyłam internety znalazłam na YouTube Historię pewnego pana któremu dolegało to co mi oglądałam jego filmy jeden po drugim aż wspaniały YouTube odtworzył mi film Hewada zainteresowalo mnie to co mówił i stamtąd trafiłam na grupę Stowarzyszenie Zaburzeni.pl ❤️❤️❤️❤️❤️ na Facebooku ...to była druga połowa nadal grudnia 2018 zaczęłam czytać moduły z grupy , śledziłam również to co się dzieje na bieżąco na grupie.... Wszystko przyjmowałam z pokorą ale i niedowierzaniem no bo jak jak ja miałam iść tam w te lęki i się w nie zanurzać akceptując to że są no jak ????to było trudne do zrozumienia a jeszcze trudniejsze do wykonania ale, skoro tak tam pisali że tak trzeba i to działa w styczniu 2019 gdy przetrawilam to jakoś kazałam mężowi zawieźć się do Rossmanna i prosiłam by ze mną tam wszedł.....jednak w rezultacie sama weszłam kupiłam na szybciocha farbę do włosów i stałam przy kasie na miękkich nogach jak z waty szczęśliwa że się udało po tym widziałam że rady z grupy są trafne i wszystko starałam się robić jak piszą na grupie ? każdy maly krok w stronę powrotu do normalnego życia dawał mi taką radość że pragnęłam więcej i więcej... Jeszcze w pewnych sytuacjach stosowałam unikanie mój mąż i dzieci ogarniali zakupy i wspierali mnie jak umieli fizycznie i psychicznie ,Ciagle zdobywałam wiedzę na grupie , zaczęłam zauważać że mimo tych wszystkich objawów nic mi się nigdy nie stało....ale ta niepewność dalej ze mną była....powoli zdobywalam się na coraz więcej miejsc do których chodziłam na coraz więcej spotkań choć nerwica serwowała mi wtedy zawroty głowy , bujanki uczucie dziwności.... Zaczęłam czytać dużo książek o nerwicy i lękach , zaczęłam przykładać dużą wagę do samorozwoju do dbania o moją psychikę , zrozumiałam że nie mogę dusić w sobie czegoś co chce powiedzieć bo tak myślę tylko dlatego by nie wywołać kłótni z kimś....Gdy zrozumiałam że nie muszę bać się zostawać sama w domu w obawie przed napadami lęku i paniki , bo i tak nikt inny mi nie pomoże niż ja sama sobie , strach przed tym minął....ale jak to nerwa nie odpuszczala znalazła mój słaby punkt równowaga, bujanki, zawroty do tego stopnia że bałam się chodzić bez kogoś lub czegoś do podtrzymania długo towarzyszyło mi uczucie że boję się tam iść bo się przewroce , to również minęło wtedy gdy poprostu przestałam o tym myśleć!!!!. Dokuczaly mi problemy z oddechem szczególnie jak się mu zaczynałam przyglądać, gdy przestałam w niego wnikać przechodziło, a czasami poprostu wystarczyło przewietrzyć pomieszczenie bo zwyczajnie było duszno tak po ludzku nie nerwicowe duszno..... Miałam wiele objawów o których już pewnie zapomniałam ale wszystkie one mają jedną wspólną cechę --->im więcej nadaje się uwagi objawom tym mocniej one dowalaja,gdy się je olewa lub akceptuje i olewa Wszystko mija!!!!!Gdy zaczęłam kierować się rozsądkiem wszelkie sytuację które mi się zdarzały racjonalizowałam, i gdy zaczęłam pozwalać sobie na gorsze dni na gorsze samopoczucie bo przecież nie jestem cyborgiem Wszystko zaczęło być normalne wszelkie ograniczenia jakie serwowała mi nerwica zaczęły zanikać! Morał jest taki że nie możemy we wszystko zbyt bardzo wnikać , pewne rzeczy sprawy i sytuacje są takie a nie inne i nie należy w nie wnikać ani próbować ich zmieniać, trzeba brać Życie takie jakim jest i cieszyć się każdym dniem, nie skanujmy swojego ciała nasze ciało jest doskonałą konstrukcja która nas ostrzeże o zagrożeniu gdy będzie trzeba nie musimy non Stop skanować się, za to powinniśmy znajdywać czas na wypoczynek na relaks na sen .....to bardzo ważne ❤️? Na chwilę obecną Racjonalizuje i Akceptuje , nie skanuje nie wkręcam się i czuję się lekka wolna i szczęśliwa!!!! Bardzo serdecznie dziękuję Hewadowi, Arletce ,Ewelinie , Edytce za to piękne miejsce gdzie cuda są możliwe ,za tą wiedzę i wiarę która mi daliście tu na naszej cudownej drogocennej grupie . Dużym wsparciem był dla mnie również mój mąż oraz moje dzieci którym dziękuję dzięki wam wszystkim nigdy nie musiałem sięgnąć po leki by wyjść z nerwicy dziękuję kochani. Nie obyło się bez łez właśnie teraz gdy czytałam to dla sprawdzenia ????❤️❤️❤️❤️ I mimo iż jak twierdzi Arletka że jestem w 100 procentach odburzona będę z wami na grupie ponieważ pomaganie innym pomaga i mi ❤️❤️❤️❤️❤️."
5. Wyzdrowiałem (Autor: unknown_c4hir)
Źródło: Forum
Witam z powodzeniem mogę stwierdzić że wyzdrowiałem i jeżeli mogę od siebie powiedzieć o co chodzi w "odburzeniu" czy jak to nazwiecie to po prostu o odzyskanie świadomości z myśli , możesz po prostu obserwować myśli nie nadając im uwagi i tyle nie ma tu żadnej filozofii czy nauki po prost nie nadawać uwagi myślą 🙂 Możesz być w pełni świadomy i obecny bez potrzeby gonienia za myślami i problemami , jak raz załapiesz o co chodzi to może znowu dasz się wciągnąć ale cierpienie sprawi że znowu wrócisz do "nie myślenia", oczywiście nie tracisz zdolności myślenia , a raczej możesz traktować myślenie jako narzędzie ale nie jesteś już jego niewolnikiem ! NIC CI NIE JEST I JESTEŚ WOLNY TYLKO O TYM NIE WIESZ , W KAŻDYM PRZYPADKU ! jesteś świadomością która jest świadoma myśli i emocji możesz je obserwować ale to wymaga trochę czasu zanim załapiesz że nic ci nie jest.TO tylko emocje i myśli.
6. Odburzony! (Autor: Krystian S)
Źródło: Forum
Siemanko
Dokładnie rok temu opusciłem forum i powiedziałem sobie że wróce tutaj aby napisać post odburzający,
no i jestem. Tak udało sie wygrałem z tą francą, nie będe tutaj się rozpisywał co i jak robiłem, być może wrócę kiedyś z bardziej obszerną historią na ten temat,
Najważniejsze to wierzyć w to że sie uda... wierzyć ze nadejdzie taki dzień jak u mnie dzisiaj gdzie pisze ten post...przedewszystkim traktować nerwicem lęki itd. jak by tego w ogole nie było...
Jeśli chodzi o dd, dosyc często wraca, gdyż prowadze dosyc stresujący tryb zycia, praca(przedewszystkim, ale lubie ta robote) moja mała kochana gwiazda Zuzia (przez co często sie nie wysypiam a u mnie nasila to objawy) siłownia, djka, jeste ciągle w biegu lecz traktuje dd tak samo jak traktowałem nerwice i tak jak przychodzą objawy tak samo szybko odchodzą dlatego trzema mieć na to wszystko wylane !!
Chciałbym bardzo podziękować twórcą tego forum! (Dzięki wam trwało to tylko 1,5 roku), Schaniss (nie wiem czy mnie jeszcze pamiętasz, ale twoje rady i rozmowy na czacie bardzo mi pomogły) , Sub Zero (ty też pewnie mnie już nie pamietasz, ale Twoje wiadomosci priv o DD dały mi bardzo dużo )
Jeszcze raz wielkie dzięki za to forum, robicie mega robote!
7. Sebek odburzony! (Autor: kamilpc)
Źródło: Forum
Naprawde nie mam pojecia co mam napisac ,trafilem tu 4 msc temu ,oczywiscie ze wszystkim co mozliwe w nerwicy. Nerwica pojawila sie w waznym momecie w moim zyciu ale wiedzialem ze trzeba walczyc o swoje zycie i tak zrobilem.Nie chce sie rozpisywac za bardzo Kazdy z was wie jak ciezko jest w nerwicy itd.
Dobra przechodze do punktow bez ktorych moje odburzanie by sie nie udalo :
-poznanie mechanizmow nerwicy
-akceptacja zaburzenia
-potraktowanie wszystkich objawow somatycznych ,myli ,obaw itd jako calos (wrzucenie wszystkiego do jednego wora z napisem NERWICA)
-OCZYWISCIE DZIALANIE CZYLI WPROWADZENIE WSZYSTKICH METOD RADZENIA SOBIE Z NERWICA W ZYCIE I PRAKTYKOWANIE TEGO SUMIENNIE
-RZYZYKOWANIE NA WSZYSTKO CO NERWICA PODSUWALA
-postawa przyjacielska wobec siebie
-zycie pomino objawow ,zycie z nerwica nie nerwica
-Oczywiscie IGNOROWANIE TEJ SUKI
Nie napisalem tu nic nowego to wszystko jest tutaj na forum pieknie ,wspaniale wytlumaczone ,wszystko zalezy od nas czy z tego skorzystamy.
Ze swojej strony chce podziekowac :
Administratorom:Divin ,Victor,Ciasteczko
Subzero ,Arletka,ITI,BruceWayne,ddd,Kondrad W,Nierealna,bart
I wiele wiele innych osob ktory bardzo mi pomogly !!!!
Naprawde dziekuje wam serdecznie za wszystko ,za wasze prace na forum,wsparcie i bezcenna wiedze.Jeszcze raz dziekujeeeeee !!!! Jestescie kochani
8. Sajonara (Autor: bart)
Źródło: Forum
Witam z racji tego ze nie miewam juz stanow lekowych od kilku tygodni smiem sadzic ze bledne kolo lekowe nie wytrzymalo z moim uporem i sie posypalo . Chcialem napisac to troche wczesniej ale czekalem i obserwowalem moje humorki emocjonalne . Ktore miewam ale doszedlem do wniosku ze to normalne robotem nie jestem a wiecznie super zajebiscie tez czuc sie nie bede . Nie bede pisal tutaj co jak sie zaczelo bo to bez sensu moim zdaniem poniewarz wpadajac w lekowe bledne kolo (nerwice , zaburzenia lekowe ) Czlowiek zmienia sie , przekracza pewna granice ktora jest cholernie ciezka do wytlumaczenia bo to trzeba poczuc niestety albo stety . Co mnie najbardziej pomoglo zeby akceptowac zaburzenie to przedewszystkim chyba zmiana myslenia z musze na moge ale nie musze . Czyli gdy dostawalem atakow paniki kiedys musialem je kontrolowac co zwiekszalo moja uwage i pietnowalo lek , gdy zaczolem podchodzic do tego w sposob , ok mam atak paniki ale nie musze mu ufac ze mi sie cos stanie i nie musze sie skanowac pomimo tego wszystko zaczelo slabnoac z tym ze tego nie mozna zaowarzyc tu i teraz tu trzeba zaryzykowac ze to sprawi przekroczenie tego lekowego badziewia i pokazanie sobie przedewszystkim ze to bujda na kolkach . Odburzanie to bardzoooo mozolna praca i niesamowicie wymagajaca uporu . I oczywiscie nie wychodzilo wszystko odrazu ale pomimo tego ze mialem kryzysy nie zatapialem sie w nie dosc mocno i czesto bo nie mowie ze ta akceptacja na sile wychodzila za kazdym razem . Popelnialem bledy za ktore sie nie karalem a wrecz przeciwnie dodawaly mi sily do tego ze nastepnym razem wytrzymam dluzej z ta akceptacja i co zwiazane z tym zawsze mocniejszymi atakimi paniki lub natlokiem mysli mocniejszymi niby urojeniami i wizjami jakie sobie wyobrazalem ( to chyba najgorsze gowno , dostajesz mysl a nagle wyobrazasz sobie ze to sie dzieje lub ze cos widzisz pomimo pelnej swiadomosci ze to bujda ( to niepodwarzalna oznaka ze nie jestesmy chorzy psychicznie ) )
Z czasem zaczelo zmieniac sie moje podejscie udzielalem sie na forum co mysle tez mialo bardzo duzy wplyw na moja akceptacje bo odpisujac komus pisalem zawsze to co czuje i jak ja podchodze do tego to zaczynalo sprawiac ze ja podswiadomie zaczolem wierzyc w to odburzenie w ta nerwice w te wszystkie akceptacje ryzykowania itd itd . ( to zaowarzam dopiero teraz gdy glebiej zatapiam sie w te swoje stany z przeszlosci ) . Ale trzeba tez zastanowic sie jak czujemy forum i czat.. jezelo ty wchodzisz tam odpisywac ludzia na posty dzielic sie z nimi swoim uporczywym dzialaniem to super bardzo to fajne ,nie skupiasz sie na sobie tylko na pomocy bo kazdy jest empatyczny na swoj sposob , natomiast jezeli ty wchodzisz na forum napisac o tym ze ty tez tak miales ale teraz masz cos innego a ze wczoraj byl taki wkret a dzis jest inny ale pomimo to starasz sie akceptowac to chyba nie wiesz co to znaczy akceptowac . Tzn ty to akceptujesz jak tak mowasz ale tylko swiadomie tu trzeba akceptowac to emocjonalnie to bedzie sprawiac ze ataki beda slabsze uwaga bedzie slabsza nie bedzie checi na zalenie sie bo nawet do glowy to nie bedzie wam przychodzic , to bedzie sprawiac ze poprostu zaburzenie bedzie odsowalo sie na book zaczna wychodzic inne rzeczy normalne . I to moja teoria jezeli ktos sie z nia nie zgadza bo napewno tak bedzie :DD to widocznie jeszcze ma watpliwosci i zqburzone emocje bo osoby odburzone przyznaja mi racje .Nie ma litosci dla objawow jest tylko jedno wyjscie zakceptowac To sie czuje. Nerwica i to co sie dzialo w momencie zaburzenia to dla mnie jest smieszne na dzien dzisiejszy , czasem sie zastanawiam.z czego ja taka afere robilem ale wkoncu bylem w innym stanie umyslu moje priorytety zyciowe krecily sie tylko w kolo mnie i mojego zachowania tego jak widze co czuje czy nie wariuje juz .
Dziekuje Victorowi ktory od czasu do czasu stawial mnie do pionu naprawde . dziekuje Hewadowi , J erremu , Taci ( ktora mnie na poczatku odburzania uspokajala a pozniej sie to odwrocilo ) Nierealnej , Kamieniowi za te wpisy ktore tez byly kluczem , Liptonowi , Dankanowi
Napewno by sie znalazlo pare osob ktorym bym chcial bardzo podziekowac ale teraz nie przychodza mi do glowy za co serdecznie przepraszam i Dziekuje .
Czuje sie odburzony i to nie jest zaden przeswit czy cos innego poprostu nie mam lekow .
Moglbym tak pisac i pisac ale cala wiedza jest na forum ja trzeba poprostu zinterpretowac po swojemu i najwaxniejsze wdrazac , lapac sie na tych momentach ze to nerwica teraz dziala starac sie ja obserwowac to tez wazne . Dodam ze Nerwica nie jest taka zla ona chce nam uswiadomic tylko zebysmy spojrzeli troche inaczej na nas samych , na nasze zycie , problemy itd . Jezeli zaczniecie traktowac ja w sposob drogowskazu a nie czegos strasznego to automatycznie staje sie to odburzaniem , ja zmienilem swoje zycie . Mam pelno zlych nawykow ktore mnie ciagna ale to tylko nawyki ktore nabylem , to nie jest nic na stale mozna wszystko zmienic i mozna byc tym kim chce sie byc . Zmieniajcie swoje podejscie , robcie zawsze krok do przodu ponad zaburzenie .
9. Wyzdrowiałam z nerwicy
(Autor: Malayya)
Źródło: Forum
Parę lat temu obiecałam sobie, ze kiedyś pozbędę się tej francy nerwicy to o tym napiszę na forum które bardzo wiele mi pomogło. Na nerwice lękowa cierpiałam 5 lat. Zaczęło się dość niewinnie, lekkie ataki, obawy przed wyjściem i omdleniem. Potem się nasiliło, doszły obawy o zdrowie a także w końcu ze zrobię coś sobie lub komuś. Kreciłam się z tym długo. Ratowałam się psychologiem ale nie wiem co to była za terapia a takze poczatkowo lekami. Leki odstawiłam na własną prośbę gdyż nie dawały mi ulgi a do tego zauważyłam, ze dobre samopoczucie na nich jest sztuczne. To forum wówczas, psycholog i przede wszystkim Victor, który nieustannie mi odpisywał na pw i któremu strasznie jestem wdzięczna za to, i za to ze opisał swoją historię, to wszystko sprawiło że w końcu zrozumiałam...trzeba wszystko do siebie dopuścić. Tak ameryki nie odkryłam ale to uderzenie w świadomość że ja musze to zrobić było tak duże że od tej chwili za każdym razem, dopuszczałam do siebie to co mi podpowiada nerwica. Po jakos 10 miesiącach zaczeło puszczać, było tego coraz mniej i mniej i mniej i mniej aż pojawiac się zaczeły przerwy tygodniowe, potem miesięczne i tak od 3 lat nerwicy nie mam.
Wiem że każdy czeka na to aby to usłyszeć i ja też czekałam. I naprawdę kiedy nerwica schodzi nagle nie ma tych obaw w glowie. Nie ma tego, że w ogóle utrata kotnroli was przeraza, że boicie się że bół głowy to rak, że boicie się że zabijecie siebie lub kogoś. Zupełnie jakby to nigdy nie istniało 🙂
To tak w skrócie bo tak naprawdę żadne słowa nie powiedza wam tego co macie robić. To juz jest zapisane, tu chodzi o to aby każdy doszedł do odpowiedniego momentu (ja byłam głupia że tak długo wierzyłam tym myślą) i aby kazdy karmił się tak długo wiedzą, aż zaskoczy. Tak było w moim wypadku.
Walczcie o siebie!
10. Jak wyszłam z zaburzenia lękowego
(Autor: kwiateczek)
Źródło: Forum
Witam mam na Imie Ania i mam 25 lat. Z nerwica lekowa z myslami natretnymi męczyłam się od 2009 roku do 2011. Lęk bo tym jest nerwica bardzo uprzykyl mi zycie a nawet bym powiedziala ze swojego czasu uczynil ze mnie kaleke.
Bo calkiem wykluczyl mnie z normalnego zycia i istnialy tylko moje mysli i omoje objawy, reszta to byla tylko jakas nedzna proba zycia z tym wszystkim. Niby zylam ale jednak nie zylam bo wszystki moj czas poswiecalam na lęk i jego objawy oraz wszystkie swoje mysli natretne.
Chcialam wstawic tu swoja historie bo kiedys wstawilam na inne forum ale nie moge niestety tego odnalezc. Po nowym roku postaram sie napisac to raz jeszcze bo niestety dysk byl formatowany i stracilam swoje zapiski
Ogolnie zaciekawilo mnie to na tejh stronie ze sa tutaj informacje ktore sa moimi wnioskami na temat wyleczenia sie z nerwicy i natretnych mysli. Dlatego postanowilam zalozyc tutaj ten watek bo bardzo pasowalo to wszystko bedzie do tematyki.
Z nerwicy i natretnych mysli wyleczylam sie calkiem. Pozbylam sie tego wszystkiego za pomoca nie az tak skomplikowanych czynnosci ale zarazem trudnych do wdrozenia bo wymagaja one zaangazowania emocjonalnego.
Ale slowa jakie oddaja sens to to ze aby wyleczyc sie z nerwicy trzeba pozwolic nerwicy zaistniec. Trzeba pozwolic na zaistnienie lękowi, objawom czy atakom paniki.
Ogolnie zatytulowalam tak temat bo czesto jeszcze mail do mnie krazy w sieci, i czesto ludzie zadaja pytanie jak pozbyc sie nerwicy. Chyba kazdy kto pozbyl sie wie dobrze ze odpowiedz na takie pytanie nie jest latwa do sformulowania a zarazem bardzo latwa. Bo zeby ktos zrozumial co my zrobilismy aby lęk przeszedl musialby znalezc sie w naszej glowie, wlasnie tutaj zachodza wszystkie potrzebne zmiany i reakcje.
U mnie problemem nie byly ataki paniki, choc i one sie pojawiali co jakis czas. Dla mnie problemem byl lęk ktory trwal bez przerwy, i wielka somatyka czyli bardzo duzo objawow fizycznych oraz psychicznych jakk chocby derealizacja.
Poddalam sie zupelnie napieciu o to co bedzie i o to jak wyrzucic ta nerwice z siebie. Podczas gdy nerwicy wyrzucic sie nie da. Bo nerwica to jest nasza wlasna emocjonalnosc, nasze wlasne obecne emocje, nerwica mowiac mam na mysli LĘK.
Bo nerwica to tyle samo co lęk.
Temat ten też tak nazwałam bo mnie bardzo pomoglo poszerzanie wiedzy o lęku i o tym co mozna zrobic aby sie pozbyc odczuwania go. I tak naprawde czytanie i wyciaganie wnioskow i wdrazanie je w zycie jest dla mnie osobiscie do tej pory kluczem do szczescia.
Nie tylko jesli chodzi o nerwice ale o wszystko co dotyczy naszego zycia. Wszystko co czytamy o nerwicy i o tym jak inni sobie z tym radza, trzeba przetworzyc w glowie i wyciagnac z tego dla siebie cenne informacje.
Nigdy nie spotkalam czegos co pozwoliloby mi nagle wyjsc z nerwicy chociaz tego bardzo oczekiwalam, oczekiwalam tego po psychologu ale tez sie nie doczekalam, bo to wymaga naszego myslenia i naszego wlasnego wdrazania w zycie tych wszystkich rad czy porad i wlasnych interpretacji w zaleznosci od naszych lęków.
U mnie kluczowym elementem bylo pozwolenie na wystapienie nerwicy. Mialam objawy uczucie leku, bralam rozne leki ale w koncu odstawilam bo leki wedlug mnie mnie zamulaly chociaz psychiatra mowil ze tak ma byc wedlug mnie nie pomagaly jak powinny. Leki to zreszta chyba tylko przykrywka.
Ja sie zmagalam z tym ciagle trwajac w objawach i przeczuciu ze tej nerwicy to sie musze pozbyc i jak najszybciej wypchnac te objawy i te wszystkie natretne i niechciane mysli. Chcialam to usunac w try miga i im bardziej chcialam tym bylo gorzej bo robilam to niewlasciwie. Bo ja zamiast naprawde sie tego pozbywac to sie nakrecalam, bo zamiast swobodnie ukrecic leb nerwicy, zylam tymi objawami ciagle pytajac JAK TO ZROBIC.
I tu wlasnie trzeba pozwlolic nerwicy na emocjonalne istnienie. Poddac sie nerwicy ALE NIE poddac sie strachowi przed objawami tylko przepuscic ten caly lęk te cele objawy przez siebie, przez swoje cialo nawet w tych najgorszych momentach, objawach czy natretnych myslach. Mysla tak samo trzeba pozwolic zaistniec, przepuscic je przez umysl, przez swiadomosc i pozwolic odplynac bez angazowania sie w nie.
Przyswoic nalezy fakt ze tak nas nerwica zlapala i nie ma teraz zmiluj bo to nie jest ani grozne ani chorobwe, nerwica to nie choroba! To my pozwalamy sami na to aby odczuwac to tak jakby choroba bylo. Jak macie ataki paniki czy lęk pozwolcie sami mu trwac, codziennie czujac go pozwolcie mu istniec i traktowac jako swojego dobrego znajomego. Tak samo pozwolcie istniec mysla natretnym. Ale uwaga! Pozwolic istniec oznacza ze akceptujesz te objawy ze wystepuja i mysli przy czym nie dajesz sie wciagac we wszelkie rozwaniania natretne i nie dajesz sie wciagac w watpliwosci.
Jak masz watpliwosci nie idz za nimi. Komentuj to nerwica, mialem badania, tak sie to objawia.
Pozwol istniec nerwicym pozwol istniec atakowi paniki jak nagle przyjdzie. To wszystko sprawia ze nerwica mija bo nerwica jest cala jedna wielka watpliwoscia co do swojego stanu zdrowia. Chocby nie wiem jakie opinie byly na internecie o tym czym jest nerwica, ona jest zyciem watpliwosciami z przez objawy jakie mamy. Dlatwego pozwalajac na istnienie i widzac ze to wszystko jest o kant tylka do rozbicia, rozwiazujemy petle strachu i to mija.
Nie ma co sie ludzic ze to nastapi w tydzien. Mnie zajelo to 7 miesiecy i to 7 miesiecy walki o swoje i pozwalanie na istnienie nerwicy, co nie bylo takie proste dla mnie.
Ale glownie ten temat zrobilam po to bo mnie i uwazam ze kazdemu moze pomoc wyciaganie wlasnych wnioskow z opisow innych, mnie pomoglo czytanie ludzkich doswiadczen i przemyslen na tematy wyleczenia sie z nerwicy, czytanie roznych ksiazek ktore podam tez za jakis czas.
I jak bylam jeszcze znerwicowana, to przegladalam wszystko co popadnie w internecie na temat wyleczenia sie (to jest dobry sposob na to aby zyc czyms innym niz objawami siedzac w domu) i wszystko to drukowalam. Potem w lozku czytalam sobie te kartki. Obecnie sprzatajac mam cala kupe tych kartek z zapisami ludzkich ciekawych opisow zmagan ale tez i histori nerwic. Histori pisac tutaj nie bede ale opisy wyzdoriwen tak, bo mysle ze kazdy powinien budowac w sobie wiedze o nerwicy bo tego nigdy za wiele.
Z racji tego ze mam to wszystko na kartkach i jest tego naprawde duzo, bede wyszukiwala ciekawych opisow i przepisywala na komputer i wklejala do tego watku co jakis czas, co najmniej raz w tygodniu cos wkleje.
Mysle ze warte to jest mojej pracy a i tez miejsce do tego dobre.
Kochani :*** bierzcie sie za swoje nerwice i lęki, wezcie to w swoje rece.
Na poczatek przepisze cos takiego a od siebie polecam dwie ksiązki:
Anny Polender "Pojedynek z nerwica" oraz
Kurt Tippertein "Co choroba mówi o Tobie"
"I m bardziej bedziesz przed atakami uciekała i sie ich bała tym więcej bedą cie gonic i nigdy sie od nich nie uwolnisz.
Posłuchaj ja jeszcze dwa miesiace temu nie byłam w stanie na krok wyjsć sama z domu ,a co dopiero isc do pracy.
Wreszcie sie wzięłam za to i powiedziałam sobie koniec.......zaczelam wychodzic na sile ataki łapaly mnie jeden za drugim ,bylo strasznie ciezko o malo nie wycofalam się w pewnym momencie,ale dzięki wiedzy o nerwicy z ksiażek i innych zrodel postawiłam temu czoła ,zrozumiałam to co się dzieje i zaczelam przechodzic te ataki juz nie ze swiadomoscia jakiejs niewiadomo jakiej katastrofy ,tylko tlumaczylam to sobie normalna reakcja na strach ,nawet zrozbiłam sobie takie porownanie- reakcja na infekcje w organizmie jest wysoka goraczka-jak sie przy niej czujemy? kazdy w tym momencie ledwo zyje ,ale nie martwimy sie tym bo wiemy ze to nie jest grozne to tylko reakcja naszego organizmu ,czemus ona ma słuzyc i musi byc taka nieprzyjemna i silna.
Gdyby nigdy nikt nam nie powiedzial czemu ma sluzyc ta goraczka i ze to normalne ze tak sie wlasnie wtedy czujemy ,zapewne dostajac ja pierwszy raz bez takiej wiedzy myslelibysmy ze umieramy.A nasz organizm calkiem niezle znosi taki stan ,i potem normalnie funkcjonuje..
TAK SAMO JEST Z PANIKĄ I LĘKIEM, to jest jakas tam reakcja organizmu na strach ktory my sobie wmawiamy ,nasz organizm musi w ten sposob reagowac zeby chronic nas przed niebezpieczenstwem, ( KTÓREGO NIE MA, ALE MY SOBIE WMÓWILIŚMY, ZE JEST ) ....to masz akurat dobrze wytlumaczone w tej ksiazce*strach......*
Tak wiec od kiedy dotarlo do mnie ze to jest normalna reakcja organizmu ,ktora nie jest wcale grozna i nasz organizm dobrze ja znosi ,nie pozostaje zaden slad po niej (bo ani nie slepniemy ,ani nie dostajemy zawalu ,ani nie jestesmy sparalizowani) , PRZESTAŁAM SIE BRONIĆ PRZED TYMI ATAKAMI tylko dalam im sobie swobodnie przezemnie przeplywac ,nie stresujac sie nimi i nie nakrecajac ,aż w pewnym momencie one zniknely ,pozbyłam sie mysli ktore je wywolywaly ,i oswoilam swoj strach przed nimi."
I tak samo sie to tyczy ataków paniki jak i lęku który wystepuje codziennie. Pozwolmy mu istniec i nie zajmujmy sie tym chociaz czujemy sie strasznie.
Wstawiam teraz post, który być może wielu uzna za dziwny to jednak stanowi on wazna wskazówkę co do podejścia do nerwicy, akceptacji llęków i samej nerwicy.
Akceptacja taka powoduje w dłuższej perspektywie zmiany w nas i w naszym podejściu do nerwicy. Prawdziwie akceptując, przyzwalając na to robi się lepiej a potem coraz lepiej ale trzeba zawsze wtedy akceptować to, że jeśli będzie gorzej znowu? To co z tego!
Wtedy zdrowiejemy, wstawiam ten post bo sama podobnie do tego podchodziłam i z nerwicy lekowej wyszlam.
Cos bardzo optymistycznego
Myślę, że mam dla Was wspaniałą wiadomość. Bo wiem jak ja kiedyś sam szukałem takich tematów. Czy nerwicę można wyleczyć, czy ktoś wyszedł z agorofobi? szukałem, bo myślałem, że będę zkazany na cierpienie do końca zycia!
Chorowałem, a raczej przechodziłem przez ta Nerwicę Lekową. powiem wam dziś, że to najpiękniejsza rzecz jaka mnie w zyciu spotkala. Ktoś pomyśli DEBIL. Oj nie moi kochani, to dar od Boga, bo nigdy w zyciu tak byś sie nie poznał gdyby nie fobia! to ona powoduje, że musisz zagłębić się w siebie. Ale nie o tym chciałem.
Moi kochani to że wyszedle z nerwicy - to już wiecie - ale to że zrobiłe to bez tabletek - to już prawie nie możliwe. Prawda? czy tak myślisz!? GOWNO PRAWDA - a czy bez tabletek można wejść w fobię? Można!!! tak samo mozna wyjść z niej!!! I daje wam na to 100000 procent gwarancji!
Na początek dam wam pewną modlitwę, którą sam napisałem i w która uwierzyłem. Bo uwierzyć w siebie i w zdrowie to głowny klucz do sukcesu. tak jak wierzysz w to że cos ci jest i jesteś tego pewny - wtedy nie ma co się dziwić ze coś Ci jest, prwada??? Jak tak w to wierzysz! heheh. Tak samo napisz sobie modlitwę i uwierz w nią.
O to moja!
wyjdziecie z tego, a potem sami przyznacie że to było piekne!
Boże dziękuje tobie za dzisiejszy dzień, lęki są i znikają, jak każde inne uczucie. Przyjmują najróżniejsze kształty, które także potem znika. Może to być kłucie w głowie albo w sercu, a może zawrót głowy, albo drżenie rąk, a może wybuch gorąca, czy raczej zimna? Pewne jest jedno to zawsze znika. Przemija. Dziękuję Tobie, że nauczyłem się z nimi żyć i je tolerować, traktować je jak cześć mnie i wyciągać z nich pozytywne wnioski. Jutro będzie ich jeszcze mniej, a jeśli nie to co? Czy to coś złego odczuwać lęki? Nie! To tak samo jak czuć szczęście czy smutek, przecież to tylko emocje jak każde inne.
Jestem całkowicie zdrowym człowiekiem, obdarzonym wielkim darem odczuwania każdej emocji kilkukrotnie bardziej niż inni ludzie. Będę wykorzystywał to w sposób pozytywny i nawet jeśli to będzie uczucie lęku, który nie jest niczym przyjemnym, to zdam sobię sprawę, że zaraz przyjedzie ukojenie i lęk przemieni się w spokój ducha. Muszę pamiętać, że tak jak często odczuwam emocje pozytywne, tak też każdy z nas odczuwa ta przykre. To normalne, to nasza dusza. Dlatego jesteśmy tacy wspaniali!
A drugi to po prostu post osoby, która z tego wyszła.
Ponieważ walka moja Z ZESPOŁEM LĘKU NAPADOWEGO , czy jak kto woli, z nerwicą ZAKOŃCZYŁA SIE SUKCESEM, postanowiłam podzielić się z Wami moimi doświadczeniami odnośnie sposobu jej prowadzenia.
Jedynym, znanym mi z własnego doświadczenia sposobem na pozbycie się zaburzeń lękowych (czy to zespołu lęku uogólnionego, zespołu lęku napadowego, zespołu stresu pourazowego, fobii, zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych) jest PSYCHOTERAPIA. POLECAM TERAPIE BEHAWIORALNO _ POZNAWCZĄ..
Oczywiście, jak zapewne większość z Was, mam również doświadczenia w „leczeniu” lęku lekami psychotropowymi. Owszem, lęku się nie odczuwa, ale tylko podczas brania leków, bo działają objawowo, a nie przyczynowo. Po ich odstawieniu, wcześniej czy później lęk wraca. Często jeszcze bardziej nasilony…Mam naprawdę doświadczenie w tym , co tu piszę (trzech psychiatrów i dwóch psychoterapeutów). Jeden z psychiatrów by mnie wykończył (anafranil). To dopiero psychoterapeuci „kazali” mi odstawić leki. I za to Im dziękuję. Jeden z Nich, kształcony m. in. w Wielkiej Brytanii, powiedział mi np., że tam, GDY LEKARZ PODA LEKI PSYCHOTROPOWE NA NERWICĘ, to może stracić prawo wykonywania zawodu. A u nas? Farmakologia to standard. Nie znam nikogo komu tylko farmakologiczne leczenie pomogło. W styczniu 2005 roku lęk wyszedł na światło dzienne u mnie. Gdyby wtedy ktoś powiedział mi, że będę z tym walczyć jeszcze w przyszłym roku, to bym nie uwierzyła, że to wytrzymam. JAKIE MIAŁAM OBJAWY ? NIEUSTAJACY UCISK GŁOWY,, ZAWROTY GŁOWY , niewyraźność widzenia, napięcie szyi i barków, MDŁOSCI , nadwrażliwość na zapachy, potworny skurczowy ból brzucha, TRUDNOŚCI W PRZEŁYKANIU suchość w ustach, płytki oddech, KOŁATANIE SERCA v, skoki ciśnienia tętniczego, uderzenia gorąca, fale zimna, zimne dłonie i stopy, potliwość dłoni i stóp, zmęczenie, totalna dekoncentracja, derealizacja w trakcie ataku paniki. Do tego doszła mi jeszcze depresja. Ale to już inna bajka…
Polecam terapię behawioralno-poznawczą, bo sama ją przeszłam. Była to moja druga psychoterapia z kolei. Pierwszą musiałam przerwać, nie z mojej winy. Co do zasady terapia behawioralno-poznawcza zaburzeń lękowych trwa średnio od 8 do 12 spotkań. Jednym wystarcza mniej niż 8 wizyt, inni czasami potrzebują więcej niż 12 spotkań. Ja byłam 12 razy, ale wcześniej, jak już pisałam, chodziłam na inną. Jednak to właśnie behawioralno-poznawczą OCENIAM JAKO WYSOCE SKUTECZNĄ . Bardzo dobra jest też terapia złożona, gdzie psychoterapeuta stosuje różne nurty psychologii w zależności od rodzaju problemu pacjenta. Taka była moja pierwsza psychoterapia. Miała trwać rok.
Szczególnie przy tego rodzaju psychoterapii, zwróćcie uwagę na osobę psychoterapeuty. Najlepszy będzie taki, który jest doświadczony w zakresie udzielania pomocy przy wychodzeniu ze stanu, w którym się znajdujecie.
Witam Was bardzo serdecznie. Z tej strony Maciek Dawno nie pisałem, a to dlatego, że chciałem sobie odpuścić mysli o dd czy też lękach. Dla niewtajemniczonych powód mojej rejestracji na tym forum to : DD po marihuanie i nerwica lękowa.
DD mialem od pamiętnego 21 września 2013. Moje postanowienie noworoczne się spełniło, 3 stycznia, dd poszło precz Tak więc 23 dni nie mam stanów nierealnosci. Czasem mnie dopadną, ale ze zmęczenia, lub gdy za dużo leżę przez Tv lub przed kompem.
1.Jak się zaczęło dd ?
Pierwszy raz miałem zapalić marihuanę, najpierw lufka z kumplem na dwóch, fajny nastrój, śmiechawka, potem było tego więcej i wpadłem w panikę, nie wiedziałem co sie ze mna dzieje, krzyczałem ze umieram itp, nie czulem , ze zyje, to było okropne. Na następny dzień, stan derealizacji zmniejszył się, ale niepokojąco się utrzymywał :'( Zgoniłem to na Mary, i czekałem.... Nie mijało, wmawiałem sobie bialaczke ( oslabienie, zycie jak we snie ), potem schizofrenię. Tu była jazda, nie wiem czego ja się bałem, skoro moje argumenty były irracjonalne tak samo, jak Cygana z forum hehe , pozdro Nie można o tak dostać schizy LUDZIE!!!!!!!!!!!!!!! Aż w końcu trafiłem na to forum...
2. Jak z tego wyszedłem ?
W 100% pomogło mi w tym to forum Dziękuje!~!! Te posty, uspokoiły, że to dd, mimo że ciągle sobie wmawiałem, ale chociaz tROCHE uspokoiły. I teraz tak, szczerze mówiąc nie mam pojęcia kiedy to minelo, poprostu pacze, pacze, NIE MAM DD. Jak patrzę z perspektywy czasu, to najbardziej mi wstyd, ze bałem się schizofrenii xD PISZE DO LUDZI KTORZY SOBIE JĄ WMAWIAJĄ, ludzie kur wa nie macie schizofrenii, to jest tak irracjonalne, ze az sie smieje z tego . No ale cóż, czlowiek w 100% nigdy sie nie zmieni, coś mi zostało, wmawiam sobie roznorakie choroby, taki mały hipochondryk ze mnie... może minie
3. DD trwało 3 miesiące z kawałkiem. CO ROBIĆ zeby sobie pomóc? W sumie....... NIC , nic nie robic, czekac aż przejdzie, aż mechanizm obronny się wyłączy, WYłaczyc kompa, isc biegać, nawet wylaczyc forum, jesli juz sie zrozumie , że to dd, iść pogadac z przyjaciolmi, ŻYĆ, a samo przejdzie
Mam nadzieje, ze komus pomogłem, jak macie jakies pytania do mnie, to piszcie tu
Witam! Chcę się pochwalić że pożegnałem nerwicę. Całkowicie jeszcze nie jest dobrze ale już nie mam lęku poprostu dziwnie mi żyć bez nerwicy to takie "nienaturalne".Chcę podziękować:divinowi i victorowi ,dancingquen,aneta,ciasteczko oraz wielu innych którzy pomogli w małych dołkach.Wyszedłem z tego pomimo że straciłem pracę i siedziałem w domu zapewne praca by dużo pomogła lecz da się i bez niej tylko trzeba kolosalnego zaparcia.Moją drogą do wyzdrowienia była taka trwała 9 miesięcy+daję sobie czas teraz na tą normalność zaakceptowanie jej ale do rzeczy czyli do tego co najbardziej interesuje nerwicowców.Historię opiszę niżej.Ja zrobiłem tak 5 miesięcy walczyłem z tym w końcu miałem dość znalazłem to forum i dalej już poszło z górki poprostu przeczytałem posty divina i victora "vademecum nerwic" i trzymałem się tego z ogromną skrupulatnościę oraz tak jak pisali wyłączyłem kompa i przestałem się tym interesować jak zaczeło robić się lepiej znów wszedłem na forum już z lepszym humorkim pomagałem ludziom itd ostatnio stwierdziłem że jestem jeszcze za słaby żeby pomagać ludziom na forum i znów się odizolowałem od tego co spowodowało że się wyciszyłem i przeszło.Teraz historia a na końcu porady moję i wskazówki.
Historia
Od zawsze byłem nerwowy strasznie non stop 24\7 i przezywałem to całymi dniami plus nie odstreswoywałem się ,nie uprawiałem sportu pomimo że jestem na awfie,powiesił się brat cioteczy ,matka wygadywała głupoty że jestem taki i taki,zaręczyny,widok wyprowadzki,widok kończących się studiów i w końcu umysł się katapultował powiedział dość.
Pewnego dnia leżałem na stancji oglądałem tv spojrzałem za okno i na drzewie zobaczyłem w myślach sznurek "szubiennice" dostałem ataku paniki "jedynego w mojej nerwicy" zalały mnie poty trzęsłem się jak galareta przez tydzień miałem tak 24/7 cały czas 0 jedzenia ,pot,szybkie ruchy szukanie dziury w całym myśli że umrę jestem smiertelnie chory itd.W sobotę wróciłęm do domu opowiedziałem to dziewczynie że na każdym drzewie "widzę" ten sznurek nie tylko drzewie płotach żyrandolach itd.Ona mnie pocieszyła że spokojnie miała depresje i te lęki są normalne powiedziała żebym powiedział rodzicom i tak zrobiłem.Pierwszą reakcją matki była taka "co ty pierdolisz poszczęściło cię..... itd" po chwili ochłoneła i powiedziała ubieraj się na sportowo i idz godzinę biegać pogadmay jak wrócisz.Gdy wróciłem matka mi powiedziała że miła nerwicę i przezyła to i że ja też to przeżyję powiedziała "naucz się z tym żyć bo może nie przejść nigdy jeśli nie zaakceptujesz".Oczywiście nie zrozumiałem tych słów i zaczeły się wycieczki do 2 psychologów nic nie dało bo nie wiedzieli co jest tylko wiedzilei ze nie jest to choroba psychiczna tylko zaburzenie,męczyłem się dalej nie miałem siły bałem się siedzieć sam w domu,p[ić piwo,dotykać noży itd.Poddałem się i w głowie taka myśł "co ty robisz jak można się poddać przed czymś kolwiek", wstałem ogarnełem się zapisałem się do psychiatry na wizycie powiedział mi zmień sposób myślenia a jak nie dasz rady wróć po leki bo nic nie da jak bedziesz siedział w tym kole nerwicowym tego też nie zrozumiałem.Wróciłem do domu uspokojony na chwilę po powrocie znów setki myśli i cholerny lęk siadłem i postanowiłem napisać plan na walkę.Postanowiłem że będę biegał co dzień rano czytał książki itd zajmował głowę ,tak się stało nie mogłem spać więc żeby nie męczyć się w łożku biegałem po nocach po mieście poprostu wiedziałem że mogę nie spać 2-3 dni a później organizm sam uśnie z wycieńczenia i tak było.Pomimo że nie spałem biegałem i katowałem się żeby wycieńczyć organizm i usnąć.Oczywiście w między czasie czytałem książki trening szczęścia,pokonałem nerwicę itd ale to nie docierało rozumiałem swiadomie a nie emocjonalnie.Przyszedł kolejny etap znalazłem forum i zrozumiałem że to "reakcja walki i ucieczki tylko skierowana na naturalne rzeczy i sam to zrobiłem".Przeczytałem vademecum i zaczełem działać oczywiście 0 efektów znów doły ale nagle po miesiącu zaczeły znikać objawy "kurde co ja zrobiłem że przeszły achha tak to było!!".Skrupulatnie zaczełem stosować niereaktywność,porzucenie kontroli,akceptacja,dystans,najgorzej z analizą praktycznie do końca ją miałem jeszcze się załącza czasem ale błyskawicznie to zaprzestaję.Miałem tysiące objawów o czym pomyślę teraz to tego się kiedyś bałem.Victor mi na każdym dole odpisywał człowieku dystans,dystans później sam zaczełem to czaić .Objawy nie przestały się pojawiać było ich setki lecz lęk był z miesiąca na miesiąc mniejszy lęki i objawy ustąpiły na końcu jak zakończyłem analizować i zmieniłem nawyk lękowy na normalność.Powoli powoli 4 schody w górę trzy w dół ,1 w górę 10 w dół i tak w kółko i powoli przeszło było cholernie ciężko w skali 10 było 9,5/10.
Objawy:
-ZWIDY WZROKOWE
-ZWIDY SŁUCHOWE
-NASŁUCHIWANIE GŁOSÓW
-SZUKANIE CHORÓB
-MYSLI ZE ZWARIOWAŁEM
-1000 MYSLI EGZYSTENCJALNYCH
-MYSLI A CO JESLI ...........
-ITD
-LĘK PRZED ZOSTANIEM W DOMU,PRZED POWIESZENIEM,PRZED ZGWAŁCENIEM DZIECI,ZGWAŁCENIEM PSA,POCIĘCIEM NOŻEM KOGOŚ,WPADNIECIA POD AUTO,WJECHANIA NA CZOŁÓWKĘ ,LĘK ZE KTOS CHCE MNIE OTRUĆ,ZE DZIEWCZYNA MNIE ZDRADZA,LĘK PRZED KOMPUILSJAMI CZY TO JUŻ KOMPULSJA CZY JESZCZE NIE ITD NO TYSIĄCE OBJAWÓW PO KILKA NOWYCH DZIENNIE.
PORADY I WSKAZÓWKI:
-Banan na twarzy i cieszenie się życiem cieszenie się że między trwą tak pięknie maszerują mrówki itd zauważanie tych małych rzeczy,
-Zmiana myślenia-z muszę na chcę lub lubię,przestanie przesadzania że coś musi być idealnie poluzowanie,robić coś bo chcesz lub lubisz a nie bo musisz,z dlaczego tak zrobił? na ma prawo tak zrobić ma prawo taki być ma prawo tak być i wogóle wszystko ma prawo być jakie jest to tylko ty emocjonalnie się tego czepiasz,więcej luzzzzzzzzzzzuuuu,
-dużo sportu i seksssssuuuu chociaż seksu się nie chcę zbytnio w nerwicy to to tylko iluzja jak można to i kilka razy dziennie,
-psychoterapia u fachowaca nie u pana władzia w warsztacie,
-ograniczenie alkoholu i 0 narkotyków,
-słuchanie divina i victora bez "ale" tak jest i koniec amen ja jestem dla siebie srogi więc było mi łatwiej,mi jak ktoś powie że tak i tak trzeba zrobić i aj wiem ze to prawda to amen nie ma ale tak robię i tyle ściana do okoła nie słucham niczego,
-relaksowanie się,ksiązki częste kompiele relaksujące,muzyka,
-dystanssssssss
-nie ograniczać się nerwicą ona nic nie usprawiedliwia ja zrobiłem wszystkie kategorie prawa jazdy,zdałem licencja biorę słub 2 sierpnia 2014r i dużo innych spraw nie przeszkadzała mi w niczym jesze motywowała mocniej
Koścowa wypowiedz,przemyślenia:
Zrozumcie to że nerwica to naturalny mechanizm,który sami skierowaliśmy przeciwko sobie,po drugie nerwica to dar a nie kara i ból zrozumiecie w trakcie zdrowienia.
Nerwica pozwala nauczyć się życia tak jak ty chcesz a nie jak chcieli rodzice zrozumiecie z czasem.Nerwica pomogała mi zdać egazmin licencjacki ponieważ miałem pytanie oś podwzgórze-przysadka-nadnercza czyli nerwica a byłem po 7 miesiącach ekspertem.
Czy boję się że nerwica wróci?Nie nie boję się bo to nie było nic strasznego to była naturalna reakcja zle zrozumiana przezemnie.Może do mnie wrócić w każdej chwili jak ma mnie znów obronić przed chorobą.Nerwica była najpiękniejszym okresem w moim życiu najlepsze 9 miesięcy w życiu w końcu czuję żę jestem człowiekiem a nie bydlęciem bez wzroku,słuchu empati itd.Co tu dużo gadać zmieńcie nastawienie z przyszłości,przeszłości na tu i teraz i z nerwicowego czyli iluzji an tu i teraz zdajcie sobie sprawę że za oknem to wszystko żyje to wszystko może inspirować a nie siedzieć w tej nerwicowej bredni.Na koniec chcę powiedizeć że jeśli ktoś ma pytania to piszcie odpiszę napewno może nie odrazu ale z czasem ponieważ ma teraz własne życie oraz ludzkie problemy nie są moje więc szkoda mi życia na nie lecz w czasie relaksu oczywiście będę wpadał i odpisywał ,radził bo ludziom trzeba pomagać nie trzeba zmieniać się z człowieka wrażliwego na bydlaka poprostu trzeba przestać się o to "zabijać".Jeszcze raz dziękuję wszystkim.
Hey, 6 miesiecy minelo odkad napisalam tego posta pierwszego
z dobrymi wiesciami
prawie-wolna-zostal-jeden-objaw-t4898.html
Obecnie od prawie 2 miesiecy jestem calkowicie wolna od objawow. W tym czasie a dokladnie 3 tygodnie temu pochowalam swoja babcie, ktora sie opiekowalam a ktora chorowala i nawet w obliczu tej dla mnie osobistej tragedii zaburzenie mi nie wrocilo.
Byc moze zwiazane to bylo z tym ze 3 dni sporo plakalam bo bylam zzyta z babcia, czulam sie nieswojo i inaczej ale staralam sie nie identyfikowac tego z zaburzeniem a jedynie z zaloba, potrzeba odreagowania smutku normalnego w takiej okolicznosci.
Nerwica ogolnie u mnie trwala ponad poltora roku a liczac pierwsze symptomy wypalenia emocjonalnego prawie 2 lata. Poltora roku jednak trwalo dochodzenie do siebie z czego pierwszy rok byl najtrudniejszy a ostatnie pol roku mimo ze pisalam w pierwszym temacie ze zostal mi jeden objaw to pozniej sie okazalo ze jednak nagle moze wrocic sporo objawow Mialam w tym czasie strasznie duza ilosc kryzysow ale trzymalam sie dzielnie a przynajmniej sie staralam.
Wszystko to co napisalam w tym pierwszy temacie podtrzymuje i juz nie bede tutaj sie o tym rozpisywala o swojej histori, nie bede tez pisala o tym jak ignorowalam objawy czy natrectwa, jak wychodzilam temu co trzeba naprzeciw i jak na wiele objawow i natrectw sobie przyzwalalam. Bo to jest opisane w artykulach a i tak kazdy z zaburzeniem pomysli pewnie ze nie da sie tak zrobic bo to jest za silne, dopoki sam nie bedzie mocno i nieustepliwie probowal.
Cale moje wychodzenie z zaburzenia nerwicowego i depersonalizacji opieralo sie na znajomosci i rozumieniu ich mechanizmow. Byc moze od razu zripostujecie zw Wy tez znacie te mecyhanizmy...ale czy faktycznie w nie nieustepliwie probujesz wierzyc, akceptowac i rozumiec? Ja na poczatku tylko znalam. Aby poznac mechanizmy polecam wszystkie arty na forum i teraz takze dostepne nagrania, na spokojnie sie z nimi zapoznawajcie bo sa to tresci calkowicie wyjasniajace te stany, jesli chlopaki i dziewczyny nie dostana za to nagrody kiedys to bede mocno zdziwiona
Ale polecam takze Oswoic lek chociaz kto poczyta forum to juz tej ksiazki nie musi bo nie znajdzie tam nic nowego ale oprocz tej ksiazki polecam rowniez Skuteczna samopomoc dla swoich lekow i chociaz takze w niej mechanizmy nerwicy sa tym samym co wszedzie to warto ta ksiazke przeczytac, szczegolnie ze autorka stawia mocny nacisk takze na akceptacje i jest psychiatra co jakos czlowieka umacnia (glupie ale prawdzie )
Jak juz poznamy mechanizmy to teraz zastanowmy sie czy tak naprawde wierzymy ze wszystko co nam sie dzieje, nasze objawy, natrectwa, sa wynikiem wlasnie tych mechanizmow i ze nic wiecej nam sie od tego nie stanie. Oczywiscie malo kto w to wierzy dlatego do tej wiary trzeba dazyc niestrudzenie, jakby tam po drugiej stronie czekal skarb ogromnej wartosci bo przeciez w koncu czeka!
I tu moim wyznacznikiem byla lista stworzona przez vica co-utrudnia-przeszkadza-w-odburzeniu-t4298.html ktory swiadomie czy nieswiadomie stworzyl tym instrukcje jak nie wychodzic z nerwicy
U mnie wszystkie te punkty wymienione lezaly i od tego zaczelam, od zmiany podejscia do objawow i natrectw. Czyli oczywiscie nie obylo sie bez przyzwalania na nie, to po pierwsze, po drugie nie obylo sie bez podejscia do nich z humorem w postaci wlasnych smiesznych komentarzy o objawach czy natretach.
U mnie nie sprawdzalo sie i podejrzewam u duzej wiekszosci sie nie sprawdza tlumaczenie sobie. To jest dobre na chwile i krotko bo za moment jest to samo, dlatego kazdy objaw i kazde natrectwo:
- akceptowalam jako cos co wynika wlasnie z tych mechanizmow nerwicy, derealizacji i samego leku
- i mimo ze mialam miliard watpliwosci uparcie w to wierzylam robiac na zlosc obawom
i tak naprawde to bylo moje cale kompendium co do traktowania mojego zaburzenia. Opieralo sie ono na umacnianiu wiary w to ze to wszystko pochodzi od stanow lekowych. A pomoca w tym bylo i to tak zwane ryzyk fizyk i ignorowanie i zajmowanie mysli i osmieszajace komentarze, akceptacja i przyzwalanie na to wszystko (to jest mega wazne!) i zawsze sobie dodawalam w myslach na koniec ze - w koncu miniesz a ja sama zdziwie sie ze to naprawde sie stalo
W sumie to faktycznie dziwie sie do dzis
Mysli natretne traktowalam jak przejezdzajacy pociag, ktory czasem zatrzymuje sie na stacji bo go zauwazam lub jedzie dalej bo przyzwalam i przepuszczam bez tej uwagi.
Najwazniejsza rzecz to ignorowanie pomimo tego ze bardzo sie boimy ignorowac bo moze jednak sie cos stanie, no ale trzeba i warto wtedy wyobrazac sobie jak dzieki temu w koncu ta kurtyna opada.
Tak wiec widzicie sami ze zadnych nowosci nie napisalam
Nie stosowalam srodkow farmakologicznych, nie chodzilam tez jakos wytrwale na terapie wiec jakby ktos z Was o to chcial mnie pytac na PW to nie warto bo sie nie znam ani na lekach ani na terapii. Do psychologa chodzilam w ostatnim polroczu pare razy probujac sobie ulozyc pare spraw z uwagi na moj dawny toksyczny zwiazek. I doszlam do wniosku ze po prostu tak trafilam i trudno mi sie bylo z niego wyrwac. Ale to bylo minelo i staram sie to calkiem zostawic za soba.
Na pewno trzeba uwazac na kryzysy aby nie siedziec w nich tygodniami. W ciagu calego okresu meczarni zaburzeniowej tak wiele razy potrafily mi sie zmienic tresci natrectw, objawy, samopoczucie ze nie sposob by bylo to wszystko wymienic. Mozna sie zapomniec i wpasc w cug jak alkoholik przyjdzie natret ktorego nie bylo, dziwaczna mysl i my potem analizujemy czy to na pewno nerwica, czy na pewno nic nam nie bedzie, czy z tego nic nie wyniknie i przez to wlasnie dzieje sie tak ze ta nerwica trwa.
Krzyczalam sobie w glowie wtedy tak to nerwica! Znam mechanizmy! Rozumiem je! to jest to i kropka a mysl traktowalam jak babel w nosie bez znaczenia a przynajmniej sie staralam.
Jest to trudne, w koncu poltora roku minelo u mnie zanim to przyswoilam ale jest to warte calego tego zachodu.
Zeby wyjsc z nerwicy trzeba zmienic diametralnie myslenie o samej nerwicy o tych objawach, natrectwach, jak traktuje sie to jako naszego wroga to stawiamy sie w opozycji do tego i ciagle wydaje nam sie ze musimy cudowac aby z tego wyjsc. A tu szarpanie sie nic nie da.
Moze to zabrzmi glupio ale do nerwicy trzeba podejsc na spokojnie, z rozwaga i humorem. A jak sie zanurzymy w kryzysie to dac sobie odetchnac i szybko ponownie sie zbierac do kupy.
Ukladalam sobie tez swoje zycie, zalatwialam prace powoli, uczylam sie choc na poczatku zaburzenie wylaczylo mnie z aktywnego zycia, to potem jednak powoli wracalam do w miare zwyczajnej aktywnosci nawet jak bylo mi zle. Na sile trzeba to robic bo zycie mimo nerwicy czy dd sie nie skonczylo, swiat sie nie zatrzymal.
Bardzo dziekue Tobie miesinia, Tobie Kamien, Anetka, Wojtek, ddd, nierealna i nerwusek, dziekuje Divovi Ciasteczkowi i innym administratorom i moderatorom ze probuja stale tworzyc tu jakis krag pomocy. Wasza pomoc na czacie, forum byla niezastapiona, w sumie to nie wiem jakby sie moj los potoczyl bez tego i tych wszystkich informacji. Na pewno jakos ale jednak pomoglam sobie tym bardzo.
Dziekuje Tobie Marianno ze zechialas czytac moje maile
I osobno Tobie Victor :*** za cale potrzebne i bardzo szczere wsparcie w kryzysach oraz za to ze mialam mozliwosc poznac Cie na innym gruncie Były to najlepsze chwile w moim życiu. Pamiętaj zawsze ze możesz na mnie liczyć
A teraz chce przejsc do pewnego sedna, ze teraz wlasnie jak kurtyna opadla mojego zaburzenia moge sobie swobodnie myslec o wszystkim, robic co chce i nie ma juz w mojej glowie numeru jeden w postaci natrectw czy objawow.
Sama zawsze zastanawialam sie czy wszystko na pewno mija i czy zawsze takie mysli bede miala. Moje glowne objawy to:
dd
-uczucie ze nic nie jest realne
-ciagle mysli czy to co robie jest nieprawdzie
-kazdy ruch wiaze sie z pytaniem po co to obie i kto to robi
-kazde slowo to od razu kto to mowi i kto to robi
-strach przed schizofrenia
-czuje sie jakbym czesto nie rozumiala zycia i swiata
-glupie pytania o sens zycia i strach wtedy ze nie rozumiem go
-uczucie ze mam tyle mysli ze mi glowa wybuchnie
-uczucie ze stracilam swoje ego czy tozsamosc
-nie wiem co to znaczy byc czlowiekiem
-objawy wzrokowe na jasnym tle pelno malych kropeczek czarnych
- poczucie ze nikt nie ma takich objawow tylko ja, nawet teraz to pisze i mysle a po co to pisze skoro tego nikt nie ma
- uczucie ze nawet to forum nie jest realne a ja sobie to wszystko wymyslilam
- brak pewnosci czy to co robie juz sie kiedys nie wydarzylo, takie pogubienie w przeszlosci i przyszlosci
- rowniez nie czuje lecacego czasu jakbym wypadla z jego obiegu
- nierealnosc moich bliskich i tego ze sa moimi bliskimi, to znaczy wiem to ale wydaje mi sie to niemozliwe
- nie czuje emocji do bliskich mi osob
- nie wiem czy kocham kogos czy nie
- patrzac na moje rece czuje strach bo ne sa dziwnie, jak nie moje wygladaja jak jakies szpony
- nogi mam tez znieczulone jakby, jak ide to mysle jak to mozliwe ze ja wogole chodze
- poczucie snu na jawie, mam nawet taka mgle przed oczami jak podczas snu (cos takiego, trudno to wyjasnic)
- dziwne jazdy ze nie wiem jak dziala swiat i jak funkcjonuje
- (slabo) ale czuje ze nie wiem kim jestem choc okresami tego nie mam
- uciski w glowie i uczucie jakby mi ktos trzymal z tylu glowe i sciskal mozg w srodku
- braki koncentracji i ciagle czuje sie zmeczona, jakbym nie spala ze 4 dni pod rzad
- uczucie ze nie mam przyszlosci ze jestem tylko teraz i nic nie istnieje (ziezko opisac slowami)
- poczucie ze jestem jakas lekka jakbym byla duchem i tylko oczami wszystko odbierala
nerwica, depresja
- zatykanie
- bula w gardle
- nagle zawroty krotkie i silne
- nudnosci i brak apetytu
- trudnosci w polykaniu
- mrowienie w nogach i skurcze lydek
- mega oslabienie
- ciagly niepokoj
- ataki paniki
- bra motywacji do zycia, do wstawania z lozka
- smutek, przygnebienie, anhedonia
mysli
- natretne mysli i strach przed zwariowaniem, nie wytrzymaniem i strach ze cos sobie moge zrobic, strach przed tym ze zaczne sie ciac albo polelnie samobojstwo
- pelno mysli egzystencjalnych od znaczeniu swiata do znaczenia malej mrowki
- mysli urwane z choinki zupelnie bezsensowne i powodujece lek, dla przykladu... czemu spadochron sie otwiera...od razu mialam mysli ze pewnie zwariowalam ze tak mysle
W tym wszystkim stale pomagalo umacnianie wiary ze to jest od zaburzen lekowych i jest to normalne dla tych stanow. Im mniej sie dziwilam swoim objawom i mysla tym lepiej na tym z czasem wychodzilam, bo raz ze nie szukalam wyjasnien w ciezkich chorobach to akceptowalam fakt ze w tym tak jest i cwiczylam cierpliwosc.
Te wszystkie objawy minely mi, ustapily, moge teraz lezec sobie i czytac ksiazke i nie mam natrectw, niepokoju i innych objawow. A z tymi myslami to jest prawda!!!! Jak znika zaburzenie nie przychodza zadne mysli natretne do glowy, a jak przychodzi nagle urwana z choinki mysl (co jest normalne dla ludzi!!! 80 % mysli to bezsensowne dywagacje!) to nie ma juz leku!!! Po prostu mysl i tyle nie analizujemy jej lekowo!!!!
Analiza mija!!!!
Tak wiec ja czuje sie normalnie. Czy nerwica byla mi potrzebna? Tego akurat nie potwierdzam Nie wiem czy byla czy nie, na pewno jestem bardziej dorosla niz kiedys jak to mi sie zaczelo, troche inaczej postrzegam swiat i to akurat jest na plus. Ale czy to bylo az tak konieczne to nie wiem a nie bede tworzyla sobie jakis ideologii na sile
Pewnie to jest zalezne od osoby, przypadku i sytuacji.
Po prostu byla i juz, a jak nerwica przychodzi to nie ma innego wyjscia jak sie z niej wyplatac, bo my od samgo poczatku po prostu sie w to sami wplatujemy.
I dlatego interesowal mnie temat nawrotow. Zawsze sie zastanawialam czy jak z tego wyjde i bede myslala o tym, czy np czytala posty czyjes na forum to mi to wroci?
Poklikalam sobie nawet kiedys z paroma osobami ktore takie nawroty mialy i doszlam do chyba waznego wniosku. Wszystkie te osoby traktowaly nerwice nawet po wyjsciu z niej jak wroga. Baly sie i tych natrectw i objawow i nie chcialy nawet o tym slyszec ani myslec.
To nawet w sumie mozna by powiedziec ze oczywiste spojrzenie na nerwice, na pewno zaburzenie to jest pielko na ziemi bo inne slowa nie oddaja powagi tego jak sie w tym mozna czuc i jaka miec kaszane w glowie.
Ale tu znowu wychodzi czy my znamy i rozumiemy mechanizmy lekowe? Skoro tak to przeciez one dokladnie wyjasniaja ze nerwica jest w nas, ze to wynika z naszych emocji a wszelkie mysli, natrectwa, objawy sa tez tego efektem.
Wiec dlaczego robic z tego sobie wroga na cale zycie? Po co sie przed tym trzasc skoro juz raz przez niewlasciwe od poczatku zrozumienie przezywalismy pieklo, teraz pora na inny stosunek do zaburzenia. Rozumiejacy stosunek, i jak pisalam wczesniej spokojny, wyrachowany i humorystyczny.
Do tego czesto chce sie wyjsc z nerwicy zapominaniem o niej a nawet wypieraniem, to tez zauwazylam maja osoby z nawrotami, tu niby wszystko wiedzieli ale o tej nerwicy na sile zapominali, nie chcieli miec z nia nic doczynienia. Oczywiscie nie warto zajmowac sie nerwica codzienie i objawami ale to ze jestesmy czy bylismy zaburzeni to sa oczywiste fakty i zapominanie o nerwicy jest tez droga do tego aby ona ustapila (jestem tego pewna) ale po prawdzie mysle ze jak potem w trudnej chwili przyjdzie mysl i natrectwo to my stale mamy zly stosunek do samej nerwicy i jej mechanizmow i objawow.
Bo to nie jest swiadomosc zaburzenia a calkowite wyparcie.
Moze to troche zawile opisalam ale rzecz w tym zeby do konca pamietac o tym ze nie trzeba na sile zapominac o natrectwach i objawach, z przerazeniem uciekac przed tym i martwic sie i modlic byle tylko nic znowu nie przyszlo.
Bo mozna je akceptowac, ignorowac, zajmowac tez oczywiscie czas i mysli, miec jak to Divin mowi inne takze otoczenie myslowe ( i to w duzym procencie czasu!), jednak w koncu nie mozna stale traktowac nerwicy jako tylko tragedii ale jako cos co sie moze zdarzyc kazdemu i nie jest to dziwne.
Nawet na forum mozna zauwazyc ze jak komus troche sie polepszy to juz od razu ucieka od tych tematow jak najdalej sie da tylko po to aby nastepny kryzys znowu trwal pol roku...nie wiem po co takie wypieranie wlasnego zaburzenia i objawow wynikajacych z wlasnych emocji chociaz wiem ze to z uwagi na to ze ma sie dosc cierpienia tyle ze to jest takie na krotka mete, troche jak z lekami. Uspokoilismy sie ale nadal nie wierzymy do konca i nie akceptujemy do konca.
To tyle
Z forum nie znikam, wedle mozliwosci czasowych bede wpadala ale prosze o wyrozumialosc i litosc jesli chodzi o PW bo ja nie mam zdolnosci jak nasi admini walic 40 stron tekstu jak z rekawa nad powyzszym tekstem pracowalam 2 tygodnie...
tak, tak, mloda i glupiutka ale z nerwicy wyszlam!
Ty tez mozesz!
Pozdrawiam
Wasza Syli :****
Ameryki to ja tu nie odkryję Ale chciałam się przywitać i także podziękować. Mimo, że nie brałam wcześniej czynnego udziału w życiu forum to dość dawno bo w 2013 roku znalazłam jakiś temat na forum i tak sobie to poczytywałam.
Potem wpisy a później część nagrań za które wszystkim administratorom dziękuję jak i wszystkim, którzy dają wkład swój we wszystkie tematy.
Mój problem to zrypana osobowość i to jest nadal naprawiane na psychoterapii, bo jestem dziewczyna aspołeczną, nie lubię żadnych kontaktów z ludźmi, nawet rejestracja na forum była dla mnie wyzwaniem, bywam oschła, niemiła i wiele z tego powodowało u mnie przez całe lata (mam 26 lat) ciągłe nerwice i depresje.
Typowe nerwice i depresje, ciągłe lęki, że wariuję albo umieram, dostaje udaru albo zawału serca, miałam wiele objawów somatycznych sercowych, duszności, słabość, kłucia w całym ciele, drgania mięśni, bóle głowy, biegunki, zawroty głowy i wiele innych, do tego także ta nieszczęsną derealizacje i zmienione widzenie.
To tak w skrócie bo już nawet nie chce mi się objawów wymieniać, mówiąc krótko miałam ich wiele.
Najgorsze było to, ze nerwica to było moje życie, wiele życia dopasowane pod nerwicę.
I to co mi najbardziej ukryta i cicha obecność tu na forum dała to wskazówka, że nerwica to osobny byt poza moimi równie głębokimi problemami ze sobą i akceptacją siebie. To właśnie był przełom, inne spojrzenie na nerwice i stany depresji.
Pomyślałam czy to możliwe, że ja mogę się od tego odcalić? No i próbowałam. Z wieloma wkurwieniami, rzucaniem czym się da, płaczem, poczuciem bezsilności zrozumiałam ( i też dziękuję za tą wskazówkę), że miałam inaczej patrzeć na nerwicę ale po czasie przestałem znowu to robić.
I zobaczyłam, że to tą nerwicę trzeba ugłaskać, uspokoić te ciągłe objawy. I tak zaczęły się dyskusje z nerwicą, ale spokojniejsze. Akceptacja....że to wynika z nerwicy wszystko, osobnej sprawy i rozmowy z nią, ciągłe pytałam się jej czemu się na mnie wyżywa, jak przecież ona potrzebuje tylko uspokojenia.
Nie można jednak w tym zawracać. Nie można powtarzać badań, nie można chodzić do psychiatry (ja nawet dzwoniłam) i się upewniać czy to tylko nerwica. Nie. To tez zrozumiałam, nie można już było tego robić.
Bo teraz trzeba wszystko było zrobić aby uspokoić nerwicę.
I cóż... minęło, skończyło się życie objawami, nerwicami, pętlą cierpienia. Ona się naprawdę uspokaja! ROK, tyle czasu potrzebowałam.
Teraz moja zryta osobowość potrafi mnie doprowadzić do smutku, płaczu, bólu głowy ale skończyła się nerwica sama w sobie i życie jest i tak i tak szczęśliwsze. A ja teraz w końcu odkrywam siebie na terapii.Co też zaczyna w końcu skutkować bo choćby napisałam długiego posta a kiedyś zbyt bałabym się braku akceptacji.
Napisałam tego posta tez z wyrazami wdzięczności ale też czytając czasem forum zauważyłam, to u innych co u siebie kiedyś.
Jeśli chcesz znaleźć pomoc w forach internetowych, poradnikach musisz im zaufać, potraktować jako coś ważnego, jako autorytet, bo inaczej to jest dla nas coś małego, i przez to nie ma to siły przebicia i nie stosujemy się do tego.
A też chciałam dać otuchy innym, że nie musimy być skazani na obsesje nerwicowe co do zdrowia, życia ale konieczne jest ignorowanie tego po to aby naszą nerwice ugłaskać.
Pozdrawiam Beffy.
Witam serdecznie ,
Moi drodzy wyzdrowiałem , odburzyłem się , czas walki dobiegł końca . Trafiłem na forum w stanie tragicznym , zrezygnowałem z pracy , nie byłem w stanie funkcjonować , spałem w dzień , noc byłą dla mnie koszmarem , nie chciało mi sie nic , myć , jeść no zupełnie nic.Wszyscy znacie objawy nerwicyi dd te somatyczne i psychiczne , naprawdę najgorszemu wrogowi bym tego nie życzył .Może wymienię trochę objawów
-lęk wolno płynący
-natrętne myśli na temat wszystkiego
-poczucie nierealności
-obcość ciała
-poczucie obcości bliskich
-zagubieni w czasie
-drętwienie rok
-ataki paniki
-bardzo szybkie bicie serca
-bóle głowy
-codziennie biegunka
i wiele wiele innych.
Na forum poznałem wiele osób które od razu zaoferowały mi pomoc !! Dziękuj --- Divinovi , Victorovi , Miesinie , Kanikowi , Bart26, Jagaga, Guett , ITI, Kamyk, Zordon, Ciasteczko, Divam i jeszcze wielu wielu innym osobom o których tutaj nie wspomniałem a pomogli mi w ciężkich chwilach !!!!! To forum uratowało mi życie.Ludzie za pomoc tutaj powinni dostawać normalną pensje , ale robią to za darmo z dobroci serca z chęcią pomocy innym i to jest piękne !!!! Nagroda Nobla dla was ludzie !!!!
Teraz może opisze jak sobie poradziłem z nerwicą jak wyglądała moja walka oto kilka rad:
-----1-----krok to przede wszystkim akceptacja objawów bez tego nie ma szans że się odburzycie,
zaakceptowanie tego ze to jest nerwica i podjęcie działań w kierunku zmienienia obecnego stanu
-----2-----krok to oczywiście ignorowanie objawów jakie byle by nie były zawsze olewanie.Zawsze jak poczułem coś dziwnego jakąś dziwna myśl przeleciała mi prze głowę od razu powtarzałem to -------------------> MASZ TYLKO NERWICE A NERWICA TO NIE TY<----------------------
Codziennie konsekwentnie sobie to powtarzałem nieważne jaki objaw miałem cały czas to samo zdanie !!!! ZAWSZE
Gwarantuje ze to działa , nie od razu potrzeba czasu moi drodzy !!! Ale z miesiąca na miesiąc było coraz lepiej.
-----3-----krok to działanie Bez pracy nie ma kołaczy jak to się mówi , wielu ludzi myśli , fajnie zaakceptowałem nerwice i teraz będzie coraz lepiej Nie ma tak łatwo , musisz pracować na swój sukces , konsekwentnie robić to co sobie założyłeś , zmieniać nastawienie do życia , zmieniać swoje myślenie ,pracować nad sobą, wyznaczyć sobie cele życiowe i dążyć do nich , myślę ze bez celu w życiu nie da się funkcjonować , bezcelowe życie co to za życie ?? Musisz czegoś pragnąc , dążyć do czegoś, starać się żeby było lepiej ------->TO JEST WŁAŚNIE DZIAŁANIE !!!!!!!!!!!
Dzięki tym 3 zasadom oczywiście ogólnie dostępnym na forum , dzięki wiedzy tutaj zdobytej odburzyłem sie , wyzdrowiałem , jestem innym człowiekiem Macie tu wszystko czego potrzebujecie ale od was zależy czy to wykorzystacie !!! To forum po prostu zawstydza i wgniata w ziemię wszystkich przemądrzałych psychologów i psychiatrów wciskających tylko leki i myślących jak tu zarobić na pacjencie a nie starających się mu pomóc.Ja sobie poradziłem "na sucho" ale wiem co się dzieje w tym pięknym kraju
Dziękuje jeszcze raz za pomoc jestem wam dozgonnie wdzięczny chłopaki Divin i Victor !!! Szczególne pozdrowienia dla kobiet z forum całuski lecą to dla was dziewczyny !!!!! Dziękuje wszystkim z forum !!!!!!
3 majcie się ciepło , oczywiście będę cały czas zaglądał na forum !!! POZDROWIENIA DLA CAŁEJ EKIPY !!!! Jesteście wspaniali !!!!!!!!!! PA PA PA
Veni Vidi Vici
Witam wszystkich, nie wchodziłem jakiś czas na forum, ponieważ mój sen wrócił do normy. Z bezsennością chodziłem w sumie 4 lata, zanim zrozumiałem, z czym mam do czynienia. Ten czas niewiedzy był dla mnie koszmarny. Myślałem, że umrę, co teraz wydaje mi się śmieszne. Później zacząłem rozpracowywać swoje mechanizmy i na 2 lata wróciłem do zdrowia. Niedawno, bo w lutym, narzekałem na tym forum, że problem nagle wrócił, ale po kilku tygodniach znowu zacząłem spać głębokim snem. Ponieważ w tym dziale mowa także o małych sukcesach, więc dzielę się moimi obserwacjami, nawet jeżeli będę musiał jeszcze pogłębiać swoje "odburzanie"
Moje rady dla bezsennych:
1. Całkowicie ignorujcie brak snu. Absolutnie nie kopcie się z koniem, nawet nie myślcie o żadnym spaniu, bo nic Wam nie zagraża. Kiedyś myślałem, że będę odczuwał tortury z powodu niewyspania, ale to było spowodowane tym, że jako zmartwiony bezsennością, wyolbrzymiałem także zmęczenie w trakcie dnia. Kiedy zrozumiałem, że to iluzja, to zauważyłem, że tak naprawdę czuję się nie najgorzej. Myślałem też, że umrę od bezsenności. Teraz śmieję się z tego, jak mogłem wierzyć w takie brednie.
2. W pewnym momencie uczyniłem sobie z bezsennych nocy zaletę (co może wydawać się szalone na pierwszy rzut oka). Postanowiłem po prostu cieszyć się odpoczynkiem, nawet jeśli nie spałem. Nie mogę spać? Trudno. Jak nie, to nie, nie muszę zasnąć na siłę. Zauważyłem, że mój organizm nie pozwolił na to, żebyś się wyczerpał, bo gdy istnieje takie zagrożenie, to organizm sam się wyłącza. Po co to wszystko kontrolować? Bez sensu, niech sen przychodzi sam.
3. Istnieje zjawisko tzw. nocy wyrównawczej, czyli kiedy nawet nie prześpisz kilku nocy z rzędu, to którejś i tak zaśniesz, i to tak głęboko regeneracyjnie, bo nerwicowa bezsenność nie zabija (!), organizm sam sobie w odpowiednim momencie uruchamia mechanizmy obronne.
4. To dla osób wierzących. Ja jestem osobą głęboko wierzącą, więc kiedy nie mogłem spać, to zacząłem wykorzystywać ten czas na modlitwę, ale nie taką, żeby prosić Boga o uzdrowienie z bezsenności, bo takie rozpaczliwe wołania tylko pogłębiają nerwicowy stan, a czytając Pismo Święte zauważyłem, że nie tego oczekuje Bóg. Zacząłem dziękować za różne dobre rzeczy, które się wydarzyły minionego dnia, rozwijając w sobie radość i wdzięczność za każdy dzień. W Biblii są takie fragmenty: "W każdym położeniu dziękujcie", "Zawsze się radujcie", "Radość w Bogu jest waszą siłą". Skoro tak, to pomyślałem sobie, że Bóg chce ode mnie raczej tego, żebym cieszył się w każdej sytuacji, był pogodnym człowiekiem, nie małodusznym, ale pełnym wewnętrznej radości, nawet kiedy zdarzają się trudności.
5. Przekułem bezsenne noce na zaletę. Pomyślałem: trudno, widocznie bezsenne noce są także pożyteczne do tego, żeby hartować siłę charakteru, cierpliwość, zrównoważenie, spokój wewnętrzny, czyli coś, czego brakuje nerwicowcom Wcześniej byłem strasznym płaczkiem w życiu. Teraz miałem okazję do tego, żeby brać na klatę niedogodności i z uśmiechem na ustach korzystać z dnia, mimo ciężkiego treningu cierpliwości w nocy. Obawy mówiły: "olaboga, nie wyspałeś się, co to będzie?!", ale w duchu odpowiadałem sobie na to: "nic nie będzie, jestem twardy facet, damy radę"
6. Nie przespałeś nocy? NIE MYŚL O TYM SPANIU NA OKRĄGŁO! Wstawaj o normalnej porze, tak jakbyś spał, i powiedz: "Dzięki Ci, Boże, za kolejny dzień, w którym mogę zrobić coś fajnego dla siebie i dla bliskich". Jest taki fragment w Biblii: "Oto jest dzień, który Pan uczynił, cieszmy się nim i weselmy". Życie jest po to, żeby się nim cieszyć, a nie żeby myśleć o spaniu Nawet jeśli w nocy dopadły mnie jakies automatyczne myśli, lęki, przyśpieszone tętno, pocenie się... to trudno! Nie zabiło mnie, i nawet jeśli się powtórzy znowu, to też nie zabije. Wyłazimy z klatki pod tytułem "Myślenie o śnie", i zauważamy, że poza tematem spania jest świat wokół, toczy się życie. Nawet jeśli jesteś zmęczony, to spisuj sobie pozytywy, plan na fajnie spędzony czas, nie unikaj swoich pasji i spotkań z przyjaciółmi pod pretekstem niewyspania
Efekt? Sen sam z czasem zaczął wracać, i to tak, że trudno mi się dobudzić. Na tej drodze były oczywiście przeszkody: po pierwsze - oczekiwanie, kiedy w końcu taka postawa zacznie działać? Musiałem olać całe działanie, a po prostu zacząć dobrze funkcjonować mimo braku snu, i nie chcąc niczego w ten sposób uzyskać doraźnie. Po drugie - strach z powodu upływającego czasu. Przestałem liczyć miesiące, dni, godziny. Niech sobie będzie, jak jest, ja nie chciałem wymusić snu, tylko zmienić postawę do braku snu, tak żeby być szczęśliwym mimo bezenności, nie próbując na siłę uratować się z tejże bezsenności.
Sen jest jak kot Im usilniej go wołasz, tym bardziej ci ucieka. Usiądź sobie, wyluzuj się i zapomnij o kocie, to po pewnym czasie sam ci przyjdzie z mruczeniem.
Przyszła kolej na mnie, gdyby nie Juliaaa78569 prawdopodobnie by ta relacja nie powstała, bo to Ona podsunęła mi ten pomysł. Gdy się wyjdzie z zaburzenia człowiek zaczyna żyć po prostu życiem, a to co było odchodzi w ciemny zakątek podświadomości i zapomina się o tym, że można by taką swoją historię tu opisać i może komuś tym pomóc, a co najważniejsze dać dowód na to, że można sobie z tym poradzić tak jak wielu innym się udało.
Moja nerwica trwała 6 lat. Była epizodyczna, więc w sumie mógłbym również napisać, że przez 6 lat miałem kilka nerwic. Wyglądało to tak, że wpędzałem się w nerwicę oczywiście jak wszyscy nieświadomie, wychodziłem z niej a za jakiś czas znowu tworzyłem nową nerwicę. Nie mogę powiedzieć, że to były nawroty, bo nawrotów tak naprawdę nie ma, albo nerwica trwa i się ją ma albo tworzy się ją na nowo. Na początku moich przygód z tym zaburzeniem po prostu wychodziłem z niego a następnie za jakiś czas znowu rozkręcałem nowe. Było tak, ponieważ przy pierwszych epizodach nerwicy wychodziłem z niej, a następnie żyłem nie naprawiając przyczyn nerwicy co powodowało, że potem wpadałem znowu w nerwicę. Wyjść z tego, nie wyciągając żadnych wniosków i zapomnieć - tak to mniej więcej wyglądało.
Tekst podzieliłem na mini rozdziały, wydaje mi się, że będzie to lepsze do czytania. Opisałem w nim najważniejsze epizody nerwicowe. Co ciekawsze, więcej ataków paniki miałem głównie w kryzysach a nie dłużej trwających epizodach nerwicowych, choć jak wiemy tu nie ma reguły - można mieć nerwicę z tylko jednym atakiem paniki na początku lub z ciągłymi atakami.
Oczywiście nie każdy musi się zgadzać z tym co zawarłem w tym tekście, są tu moje przemyślenia jak i wiedza z różnych źródeł typu książki, artykuły internetowe, badania naukowe itd Starałem się nic nie pokręcić, myślę, że jest to co najważniejsze i w miarę składnie.
DZIECIŃSTWO I OSOBOWOŚĆ
Moje dzieciństwo było normalnym w mojej ocenie dzieciństwem zwykłego dziecka mieszkającego na wsi. W domu zdarzały się kłótnie, zdarzało się dostać lanie, gdy coś się przeskrobało, jednak to wszystko było na “normalnym” poziomie, nie było tu żadnej patologii. Zdarza mi się tęsknić do tamtych czasów. Oczywiście wychowanie nie było idealne, lecz myślę, że to jest normalne, gdyż wielu ludzi a sądzę, że nawet większość nie była wychowywana książkowo i każdy w mniejszym lub większym stopniu ma jakiś defekt w swojej osobowości spowodowany wychowaniem.
Gdy spojrzę na siebie w czasie dzieciństwa i sięgnę pamięcią do tamtych lat to teraz wiem, że od małego dziecka byłem lękową osobowością. Patrząc na członków mojej rodziny widzę to samo - duża większość jest po prostu lękowa i nadmiernie uważająca na wszystko co może mieć lekkie znamiona zagrożenia. Więc można powiedzieć, że urodziłem się z dużą predyspozycją do lęków - ale również moje wychowanie na to wpłynęło, a dokładnie przesadna nadopiekuńczość bliskich jak i ich samo zachowanie zwracające uwagę na zagrożenia występujące w otoczeniu, przez co jako dziecko sam się nauczyłem tego od nich.
Byłem też bardzo wrażliwą osobą (i taką nadal jestem), ale w dzieciństwie akurat dla mnie miało to negatywne skutki. Z powodu błędów wychowania przez rodziców utworzyło się w mojej głowie wiele błędnych schematów np. WADLIWOŚĆ/WSTYD , ZAHAMOWANIE EMOCJONALNE czy OPUSZCZENIE/NIESTABILNOŚĆ WIĘZI (Posługuję się tutaj nazewnictwem z modelu terapii schematów Jeffreya Younga). Oczywiście tych schematów mam w sobie więcej, ale podałem tylko te dla przykładu). Moja bardzo duża wrażliwość powodowała to, że jakakolwiek uwaga w moją stronę budziła wielkie poruszenie, złość, smutek i cały koktajl emocji. Odczuwałem to bardzo silnie, wystarczyło jedno zwrócenie uwagi, że coś robię źle a już czułem się nie wartościowy. I nie mówię tu o krzykach rodziców , że do niczego się nie nadaję, choć i takie się zdarzały. Wystarczyło normalne zwrócenie uwagi, a ja czułem się okropnie. Tu akurat wspomniałem o schemacie WADLIWOŚĆ/WSTYD. Nie będę tu opisywał wszystkich swoich schematów i tego jak powstały, bo zajęłoby to połowę dobrej książki. Ale właśnie przyczyną powstania tych błędnych schematów była moja bardzo wrażliwa osobowość jak i również błędne elementy wychowania.
Mogę śmiało stwierdzić, że przyczyną mojej nerwicy były takie oto czynniki:
- Schematy będące efektem błędów wychowawczych i typu mojej osobowości
- Moja lękowa osobowość ukształtowana poprzez geny
- Pozostałe, błędne przekonania myślowe nabyte od innych na drodze dorastania
Nie zrzucam całej winy na wychowanie i rodzinę, w sumie nie zrzucam winy na nikogo i nigdy tego nie robiłem. Logicznie myśląc, gdy rodzic mnie wychowuje w negatywny sposób to tak naprawdę nie robi tego specjalnie, a bardzo często dlatego, że nie radzi sobie z własnymi problemami albo nie potrafi odpowiednio wychować dziecka. Oczywiście nie usprawiedliwiam też w ten sposób ich, bo popełnili błędy...tylko, że każdy z nas je popełnia. Z pełną świadomością swój przypadek mogę nazwać , w sumie sam nie wiem jak go nazwać....niefortunny przypadek losu. Wysoka wrażliwość, osobowość genetycznie lękowa i błędy wychowania dały podstawy do powstania nerwicy.
NERWICA
Pierwsza reakcja walcz uciekaj wyzwolona przez nadmiar szeroko pojętego stresu pojawiła się, gdy poszedłem na studia. Dużo przed już stresowałem się tym jak to będzie. Mój mózg to wielka betoniarka mieszająca 24 na dobę worki myśli , przez co stale podkręcałem sobie hormony stresu w mózgu. Jak to będzie ? A co jeśli stanie się to albo tamto ? Itd. Byłem momentami tym podekscytowany, ale przeważały myśli natury lękowej. To myślenie było efektem schematów podatności na zagrożenie i negatywizmu/pesymizmu. Oczywiście typ mojego mojego mózgu miał na to też wpływ, bo on ciągle musi coś robić - wszelkie przemyślenia, wspomnienia, przewidywania, analizowania w nadmiernym stopniu są tu powszechne, nawet gdy odpoczywam to w środku ciągle coś się dzieje. Więc pierwsza styczność z reakcją walcz uciekaj była podczas wprowadzenia się do akademika. Od razu zacząłem się czuć dziwnie, inaczej. Nie potrafiłem tego określić. Byłem wyczulony na otoczenie i czułem lęk wolno płynący, choć wtedy nie potrafiłem tego nazwać, określić. To trwało 2 dni, a potem pojawił się stan depresyjny. Oczywiście skończyło się na rezygnacji ze studiów, wylądowałem u psychiatry, stan depresyjno - lękowy sobie hulał a ja odbijałem się od dwóch ścian: płaczu oraz lęku niczym piłka. Psychiatra wysłał mnie do psychologa, miałem 10 spotkaniową terapię, coś tam wtedy usłyszałem trochę o lęku, zaburzeniu lękowym. W tamtym czasie miałem jakieś leki od psychiatry, pamiętam, że spałem długo do 12 w dzień a o 18 już mnie znowu ciągnęło do łóżka. Wtedy byłem zupełnie zagubiony, czułem lęk i miałem myśli natrętne dotyczące mojej przyszłości a dokładnie o to, że nie uda mi się ułożyć samemu sobie życia, odnaleźć się w nim. Mój stan się poprawiał, czytałem też wtedy książkę “Pokonać lęki i fobie” Bemis Judith, Barrada Amr. Zacząłem stosować się do tych rad w książce i po 2 miesiącach wszystko wróciło do normy. Spotkania u psychologa były dobrą pomocą, dawały trochę ulgi bo można było spokojnie porozmawiać. W domu pomimo wsparcia bardzo się tego wstydziłem, tego że zrezygnowałem ze studiów oraz tego, że czuję się jak się czuję i taka sytuacja ze mną jest. Podsumowując po 2 miesiącach zmagań z ciągłym lękiem wolno płynącym i lękiem o moją przyszłość wróciłem do normalnego życia, jednak przyczyn tego epizodu nerwicy nie znałem, nie rozwiązałem też tego wtedy z psychologiem, z powodów finansowych terapia trwała tylko 10 spotkań. Ale już teraz wiem, że tamten epizod spowodowany był błędnymi przekonaniami, które prowadziły do gromadzenia stresu, a wyprowadzka do akademika postawiła kropkę nad i. Także główne role odegrały tu schematy:
- Podatność na zagrożenie
- Negatywizm/Pesymizm
- Opuszczenie powstałe we wczesnym dzieciństwie poprzez cykl porzucenia
Nawiążę jeszcze kilka zdań do schematu opuszczenia z powodu cyklu porzucenia. Typowy schemat opuszczenia opiera się na niestabilności więzi. Gdy rodzic jest blisko ze swoim dzieckiem emocjonalnie a następnie na jakiś czas odłącza się od niego i dystansuje to dziecko doświadcza braków emocjonalnej więzi. Przez co w przyszłości każda rozłąka z bliską osobą lub jakieś znaki w zachowaniu bliskiej osoby mogące świadczyć o dystansowaniu się będą budziły duży lęk. U mnie natomiast było inaczej i należę do drugiej przyczyny powstania tego schematu, czyli do grupy ludzi, którzy we wczesnym dzieciństwie doświadczyli cyklu porzucenia a następnie wykształcił się u nich lęk separacyjny. Badania pokazały, że nie każde dziecko, które doświadcza cyklu porzucenia wykształci w sobie lęk separacyjny i znaczenie ma tutaj genetyka. Mój cykl porzucenia był bardzo silny, pamiętam go jak przez mgłę ale dość dobrze, utrwaliło się to mocno w mojej głowie. Mogłem mieć jakieś 4 lata, góra 5. Pamiętam, że mama zostawiła mnie w domu samego, pamiętam, że płakałem i pamiętam, że widziałem, jak zamykała drzwi a ja siedziałem na podłodze. Tyle tylko pamiętam. I tak powstał u mnie lęk separacyjny. Wszędzie, gdzie zostawałem sam bez mamy - pojawiał się nagle lęk, panika. To samo wydarzyło się wtedy w akademiku i postawiło kropkę nad i. Do pory wyjazdu do akademika nie miałem specjalnie okazji zostawać sam gdzieś poza domem. Zdarzały się wyjazdy do rodziny a wtedy pojawiał się w ciągu dnia momentami lęk i chęć powrotu, jako dziecko nie umiałem tego nazwać, skupianie uwagi na innych rzeczach jak zabawa skutecznie niwelowały te odczucia.
Po pierwszym nerwicowym epizodzie tak naprawdę niemal nic nie wiedziałem o zaburzeniu lękowym. Wiedziałem tylko tyle, że z powodu nadmiaru stresu czasem u ludzi może pojawić się lęk i wiedziałem, że aby minął muszę go ignorować. Bardzo ubogo. Ale po tamtym epizodzie naprawdę o tym wszystkim co było zapomniałem, po prostu żyłem w bezpiecznym otoczeniu mojego domu. Udało mi się wyjść z niego dość łatwo, mimo, że wtedy było to dla mnie straszną męczarnią to mogę teraz powiedzieć, że nie był to aż tak silny epizod.
Kolejny raz z reakcją walcz uciekaj spotkałem się po okresie stresu związanym z prawem jazdy i przeprowadzką w nowe miejsce zamieszkania, niedaleko rodzinnego domu. Byłem również po przerwie w edukacji i zaczynałem studia zaoczne. Zaczęło się od lęku wolno płynącego, a potem pojawił się pierwszy w życiu atak paniki, obrazy myślowe w głowie przedstawiające karetkę i nawał myśli o różnych chorobach. W ataku paniki miałem uderzenia gorąca i silne napięcie, myśli o umieraniu. Pamiętam, jak byłem w rodzinnym domu wtedy a wieczorem miałem wracać z mamą do nowego mieszkania, gdy miałem ten atak po prostu leżałem na łóżku a moje uszy były dziwnie nastawione na wyłapywanie wszelkich dźwięków z otoczenia. Więc leżąc w tym ataku paniki, przyszedł czas, aby już wyruszyć do mieszkania, więc ubrałem się i na miękkich noga wyszedłem do auta...po chwili zacząłem mówić mamie, że się dziwnie i źle czułem, nie umiałem tego określić, brałem to za chorobę, ale w aucie to zniknęło i pojawiła się duża, chwilowa ulga. Do wieczora był względny spokój, zmęczenie i zasnąłem. Nie wiązałem też tego epizodu i objawów jakoś z tym pierwszym, który był 2 lata wcześniej. W kolejnych dniach czułem tylko lęk wolno płynący, objawów fizycznych zero, ataków paniki też. Podczas lęku wolno płynącego pojawiła się myśl, że mam chyba nerwicę i potrzebuję leków, wtedy pamiętam, że chciałem brać leki na uspokojenie jakieś, ale czułem się bardzo zagubiony, nie wiedziałem w sumie co z tym robić. Wtedy też pamiętam, że poprosiłem mamę, aby kupiła mi jakieś leki na nerwy, ale ona zupełnie nie wiedziała o co mi chodzi, w dodatku miała swoje problemy. Wiem, że trafiłem gdzieś w internecie na jakieś strony o nerwicy, zwykłe z google które opisują to zaburzenie i wtedy poczułem dużą ulgę, że niemal wiem co mi dolega. A o pierwszym epizodzie sprzed 2 lat w ogóle nie pamiętałem, ale może wynikać to ze sposobu działania mózgu w lęku, gdzie pamięć do przeszłości i tego co teraz niepotrzebne jest osłabiona. Ale jedyne co łączyło te dwa epizody to tylko lęk wolno płynący. Potem gdy szedłem do łazienki znikąd wyskoczyła mi myśl, że krzywo idę i że to jakaś choroba. Więc przyszedł impuls, aby zamknąć oczy i sprawdzić czy idę idealnie prosto (absurd nerwicy bo przecież nie da się idealnie chodzić prosto z zamkniętymi oczami gdy się tego nie ćwiczyło). Więc próbowałem tak z zamkniętymi oczami chodzić po domu i zawsze coś krzywo wychodziło, więc padło na Ataksję czuciową. Po 3 dniach mi to przeszło , bo jeszcze miałem jakieś resztki logiki w głowie i uznałem to za głupotę. Następnie pojawiły się natrętne myśli , że wyskoczę przez okno, stracę panowanie nad sobą i wyskoczę. Prosty lęk przed utratą kontroli. Choć wiedziałem, że tego nie zrobię to męczył mnie ten lęk. W międzyczasie między tymi myślami strasznymi był lęk wolno płynący i silne wyczulenie na każdy szmer dookoła. Gdy tę myśl zignorowałem, po pewnym czasie pojawiła się myśl, że coś mi jest, ale nie wiem co i przyszła myśl o schizofrenii i grzebanie w internecie na ten temat. Resztki zdrowego rozsądku, nie przytłumione jeszcze tak bardzo stanem lękowym pozwoliły mi się z tym rozprawić w kilka dni. Również pojawiły się myśli lękowe dotyczące przebywania poza domem na ulicy mówiące o tym, że ktoś mnie może zaatakować i impulsy aby kupić sobie coś do samoobrony. Była też jeszcze taka zabawna myśl dotycząca utraty kontroli nad sobą - że wyskoczę z auta w czasie jazdy albo że wyjdę z auta na pobocze, rozbiorę się i zacznę tańczyć. Choć teraz mam niezły ubaw z tego, to wtedy to była prawdziwa katorga. W tamtym czasie był ten ciągły lęk wolno płynący, atak paniki był tylko jeden, było ciągłe wyczulenie na zagrożenie dookoła, myśli natrętne i duże zmęczenie. Wyszedłem z tego prostym ignorowaniem mechanizmu lękowego, który jeszcze nie był najsilniejszym w mojej karierze i nie powodował silnych, ślepych wkrętek w zagrożenia. Choć może mi się tylko wydawać, że nie był najsilniejszy z tego względu, że teraz mam ogromne doświadczenie w tej kwestii i nerwica nie zrobiłaby teraz na mnie żadnego wrażenia...
O ostatnim, dłużej trwającym spotkaniu z reakcją walcz uciekaj będzie....krótko. Kolejny w mojej karierze mechanizm lękowy był efektem działania nieadaptacyjnych schematów emocjonalnych. Wiele z nich tu atakowało na przemian między innymi:
- Zależność i niekompetencja - czułem lęk przed zrobieniem czegoś samemu np. Pójściem do fryzjera albo do urzędu, ten schemat powodował taki żalo-smutek że nie mogę osiągnąć tego czego chcę bo się boję i nie umiem tego pokonać
- Nadmierny krytycyzm - złościłem się na siebie, gdy coś mi nie wychodziło
- Wadliwość/Wstyd - dołowałem się i przejmowałem własnym wyglądem, czułem się też gorszy od innych z powodu na brak osiągnięć w życiu w stosunku do innych
- Zahamowanie emocjonalne – ten schemat utrudniał mi kontakty z innymi ludźmi i czułem się przez niego gorszy
A kropkę nad i i początek tego epizodu nerwicowego postawił mój ukochany schemat Opuszczenia. Chciałem sobie trochę odpocząć od bliskich i tych wszystkich myśli dołujących i miałem sobie kilka dni w spokoju pomieszkać sam w mieszkaniu, w którym nikt aktualnie nie mieszkał. No i gdy wkroczyłem za próg i zostałem sam w ułamku sekundy wystrzelił atak paniki. Nie dałem rady, uciekłem stamtąd. Wtedy też trafiłem na filmy Odburzanie wg DivoVica, zacząłem je oglądać, trafiłem też na forum. Wtedy zrozumiałem, że jeśli naprawdę chcę sobie z tym poradzić muszę się zabrać za przyczyny. Oczywiście najpierw musiałem uspokoić swój obecny stan emocjonalny. Czytałem artykuły i obejrzałem dwa pierwsze sezony DivoVica. Zrobiłem z tego notatki, wkleiłem do telefonu by mieć przy sobie zawsze. I po prostu starałem się to wszystko sumiennie sobie wklepać do głowy, zrozumieć i próbowałem działać. Gdy uspokoiłem swój stan emocjonalny, nerwica zniknęła, zacząłem powoli zabierać się za przyczyny mojego zaburzenia, co trwa do dzisiaj. Kwestia schematów nie jest taka prosta do zmiany, gdyż tak naprawdę te schematy są częścią nas i sporo czasu i działania potrzeba do ich zmiany. Nie czułem się jeszcze odburzony w pełni, potrzebowałem takiego potwierdzenia “w boju”, więc uznałem, że jest dobrze, nerwica zniknęła , poradziłem sobie ale potrzebowałem tego potwierdzenia, potrzebowałem ataku paniki kolejnego i świadomego, spokojnego przejścia przez niego , aby być już pewnym, że to ja rządzę swoim życiem a nie mój mózg. I w sumie bardzo długo nie musiałem na to czekać.
KRYZYSY
W moim tym całym etapie nerwicowym nie brakowało też kryzysów, nie były to takie typowe kryzysy podczas działania w wychodzeniu z zaburzenia typu, że wczoraj było już lepiej a dziś jest gorzej, już nie dam rady więcej itd. Owszem takie też się zdarzały, ale nie robiły one na mnie “wrażenia” , gdyż uparcie i konsekwentnie działałem do skutku pomimo trudności. Pisząc “kryzysy” chodzi mi bardziej o momenty, gdy podczas życia bez nerwicy na wskutek jakichś wydarzeń uruchamiała się reakcja walki lub ucieczki czyli początek do nerwicy, a ja pomimo jej występowania swoim działaniem radziłem sobie z nią w średnio 2 tygodnie. Takich zdarzeń miałem kilka. Tu jeszcze wspomnę, bo warto być tego świadomym, że samo pojawienie się reakcji walcz uciekaj nie jest jeszcze NERWICĄ. Nerwica jest wtedy gdy człowiek ulega tej reakcji i funkcjonuje pod jej dyktando czyli żyje w patologicznym lęku.
Więc te moje kryzysy pojawiały się po tym ostatnim epizodzie nerwicy , który wymieniłem wyżej. Byłem już po tym ostatni nerwicowym epizodzie, starałem się pracować ze swoimi błędnymi przekonaniami. Przyszły jakieś wtedy wydarzenia, którymi się nastresowałem i dostałem ataku paniki. I tu już moja reakcja była zupełnie inna. Od razu zaświeciła mi się lampka w głowie z czym mam do czynienia i dlaczego może tak być. Od razu sobie powiedziałem, że teraz przez jakiś czas mogę doświadczać mechanizmu lękowego i nie mogę mu ulec bo sobie rozkręcę nerwicę. Wiedziałem co mam robić i wiedziałem, że będzie ciężko ale nie poddawałem się. Ataki paniki obserwowałem, obserwowałem swoje ciało, wyciągałem wnioski , że nic się tak naprawdę nie dzieje, zauważałem jak moje działania przynoszą skutki. Przypominałem sobie swoje epizody nerwicowe i co wtedy robiłem. Można powiedzieć, że wiedza i doświadczenie procentowało a z każą właściwą reakcją utrwalałem swoje odpowiednie podejście. Miałem kilka takich kryzysów w różnych odstępach czasu i każdy trwał około 2 tygodni. Zauważałem jak moje działania dają skutki i wszystko się uspokaja a nerwica się nie stworzyła.
Warto być tego świadomym, że nie wiadomo choć jakie doświadczenie byście mieli to gdy stresu będzie za dużo i reakcja walki ucieczki się pojawi to trochę ona potrwa, wszystko jest zależne od ludzi. Ale warto wiedzieć, że to nie jest jeszcze nerwica. U mnie akurat trwało to średnio 2 tygodnie przy moim właściwym działaniu. Póki się tego nie boicie, nie ulegacie a działacie aby to zniknęło to jest to tylko efekt nadmiaru stresu. Natomiast gdy wpadacie w błędne koło lęku i działacie pod jego dyktando to macie nerwicę.
Właśnie po tych kilku kryzysach, które nastąpiły po ostatnim epizodzie nerwicy zdałem sobie sprawę, że jestem w pełni wolny od zaburzenia i nigdy już go nie będę miał. Te kryzysy były moim dowodem, że mam wiedzę i doświadczenie , że jeśli jeszcze coś takiego się w moim życiu pojawi to nie ulegnę temu i wcale mnie to nie złamie. Poczułem się wtedy bardzo mocny w tej kwestii. Już w ostatnich kryzysach pamiętam swoje reakcje :
- To tylko atak paniki, poczekam aż minie, nie potrzebuję pomocy, bo to nic groźnego
- To tylko natrętne myśli, nie muszę się na nich skupiać
- Znowu czuję lęk, ale to normalne, ostatnio miałem zbyt dużo stresu
DEREALIZACJA I DEPERSONALIZACJA
Tych stanów nie doświadczyłem za wiele. Objawy miałem czysto typowe dla tych stanów. Piszę czysto typowe dlatego, że w nerwicy nie zawsze ma się pełną Derealizację i Depersonalizację. Pełna Derealizacja i Depersonalizacja mają za zadanie uchronić człowieka przed skutkami zagrożenia, przed którym nie może uciec. Można znaleźć na zagranicznych stronach internetowych, że ten mechanizm jest elementem reakcji Zamarzaj. Gdy człowiek nie może uciec wtedy lęk jak i wszystkie emocje są wyłączane, gdyż silne ich natężenie może zrobić “spustoszenie” w umyśle człowieka oraz spowodować wielką panikę. Wzrok jest osłabiany, wtedy jest ta słynna szklana bańka, która oddziela nas przed zagrożeniem i ma nas uspokoić. Czucie ciała też jest osłabione, aby nie czuć bólu. To wszystko ma sens, wyobraźcie sobie człowieka, którego goni tygrys w dżungli, ale człowiek wie, że nie ucieknie – wtedy pada i udaje martwego lub gdy jest w jakimś zaułku i nadchodzi zagrożenie. Włącza się mechanizm ZAMARZAJ i pojawia się DD:
- Wyłączenie sensoryki ciała, aby nie czuć bólu
- Wyłączenie odczuwania emocji, aby nie “oszaleć” z ich mocy oraz zmniejszyć panikę, która mogłaby sprowadzić drapieżnika
- Wyłączenie myślenia, również po to aby nie panikować
- Osłabienie wzroku tzw. Szklana bańka aby również zmniejszyć panikę (zagrożenia nie widać)
Stan DD prawidłowo jest stanem nisko emocjonalnym (badania wykazały, że podczas tego stanu hamowany jest ośrodek odpowiedzialny w mózgu za aktywację negatywnych emocji), jednak często w zaburzeniu jest tak, że ludzie czują lęk pod wpływem objawów DD. Dzieję się tak z prostego powodu, że w realnym zagrożeniu uwaga jest skupiona na tym zagrożeniu. Mamy zagrożenie konkretne i na nim nasza uwaga jest skupiona, nikt nie patrzy na jakieś szklane bańki czy to, że nie czuje swojej nogi. Boi się danego zagrożenia, włącza się DD i człowiek "ZAMARZA". W zaburzeniu, maksymalny poziom stresu uruchamia DD, wtedy mechanizm lękowy powinien się na ten moment wyłączyć. Jednak, gdy nie znalazł on nadal pewnego zagrożenia bo to wszystko są tylko przewidywania, nasze myśli przeskakują z zagrożenia na zagrożenie oraz z tego powodu, że ten stan jest tak silny to zanim pełne DD zacznie działać to my zdążymy z zagrożenia “mam schizofrenię” szybko przeskoczyć na objaw DD “nie czuję rąk, chyba umieram” . I mamy nowe straszaki. Ale prędzej czy później pełne DD często się pojawia u większości ludzi w zaburzeniu a wtedy świat dookoła jest obcy, ludzie są obcy, przedmioty są dziwne, nie czujemy swojego ciała i nie mamy emocji.
DEPRESJA
Stany depresyjne czy depresję, jak kto woli - miałem kilka razy. Kryteria nazewnictwa są jakie są, dla mnie depresja czy stan depresyjny to to samo. Oczywiście mówię tu o depresji spowodowanej kwestiami natury życia codziennego a nie o tej powodowanej czynnikami biologicznymi.
Miałem kilka takich epizodów, wszystkie były efektami nerwicy lub kryzysów, a dokładniej były efektem zmęczenia układu odpornościowego człowieka ciągle trwającymi reakcjami obronnymi WalczUciekaj. Występowały one w trakcie a zaraz gdy mijały dalej pojawiał się mechanizm lękowy. Nie będę też opisywał tu tego dokładnie, wymienię tylko to co pamiętam z tych okresów:
- Leżenie w łóżku całymi dniami
- Brak sił
- Brak apetytu a wieczorami napady głodu
- Brak chęci do życia i utrata dotychczasowych zainteresowań
- Osłabione libido
- Brak pozytywnych emocji
Trwały one około miesiąca każdy, wychodziłem z nich za każdym razem w taki sam sposób: zmuszaniem się do życia, wiarą, że to tylko przejściowe i w końcu minie. Czułem się momentami jak mucha wydostająca się ze smoły, wszystko było takie ciężkie, powolne i oporne. Był to ciężki czas, gdy budząc się rano czuło się ogromną niechęć do wstania z łózka i zrobienia czegokolwiek. Co do depresji skłaniam się osobiście do teorii pewnych naukowców z USA, którzy podchodzą do depresji jako mechanizmu ewolucyjnego. Bardzo to do mnie przemawia i wydaje się być bardzo logiczne. Otóż twierdzą oni, że Depresja jest obronnym mechanizmem układu odpornościowego. Przeprowadzono nawet pewne badania w tej kwestii. Chodzi dokładnie o to, że gdy człowiek w czasach powiedzmy “ prehistorycznych” doznawał jakiejś infekcji, choroby wtedy mózg uruchamiał na zlecenie układu odpornościowego Depresję. Miało to na celu odebranie człowiekowi chęci do życia i użycie tej energii, którą by poświęcił na zabawę czy inne czynności do regeneracji układu odpornościowego i zwalczenia infekcji. Pomyślcie przez chwilę co się dzieje z Wami w chorobie – czy chce Wam się grać w piłkę, czy macie energie do sprzątania pokoju, czy jesteście pozytywnie nastawieni do życia. Do stresu ma się to tak, że stres powoduje zmęczenie układu odpornościowego, taka mobilizacja do walki lub ucieczki kosztuje organizm wiele sił, gdy dojdzie do wyczerpania wtedy pojawi się...depresja.
OCD
Z OCD spotkałem się w dzieciństwie, mogłem mieć jakieś 12 lat. Pamiętam, że gdy zamykałem drzwi to coś kazało mi sprawdzić czy aby na pewno je dobrze zamknąłem. Więc to zrobiłem a coś kazało mi sprawdzić to znowu. Potem doszło sprawdzanie czystości butów, przycisku włącznika światła. Nie miałem wtedy żadnych problemów natury emocjonalnej, więc moje OCD wzięło się z...powietrza? Mniej więcej tak, ale już teraz wiem o co dokładniej chodzi. Dziś już coraz więcej źródeł mówi o OCD jako zaburzeniu biologicznym , sam jestem tego przykładem jak i wielu ludzi na świecie, gdzie ludzie bez problemów emocjonalnych znikąd dostają niepokoju jak nie sprawdzą, czy umyli dłonie lub zamknęli drzwi. Z drugiej strony mamy ludzi z nerwicą, którzy mają OCD tylko podczas nerwicy? Więc jak to ugryźć. Otóż wynika to zapewne z czasów, gdzie jeszcze OCD było w pewnych kręgach uważane za zaburzenie natury nerwicowej, mechanizm lękowy stale wysyłał straszne myśli natrętne i impulsy do wykonywania kompulsji. Mi bardziej pasuje termin Myśli natrętne niż dawna Nerwica natręctw, bo to była zwykła nerwica z myślami natrętnymi a myśli natrętne ochrzczono mianem OCD, jednak nie było to przecież oddzielne zaburzenie. Tym bardziej często w nerwicy myśli natrętne tyczą się różnych zagrożeń, ale gdy nerwica mija to myśli też znikają. Zaś w OCD biologicznym takie myśli u ludzi utrzymują się przez wiele lat bez żadnych innych objawów typowo nerwicowych i siędzą głównie w stałym temacie.
Dziś po badaniach naukowych wiadomo, że OCD jest zaburzeniem spowodowanym niewłaściwym działaniem jąder podstawy w mózgu, a dokładniej jądra ogoniastego. Organ ten odpowiada za zautomatyzowane reakcje człowieka, a w przypadku jego niewłaściwego działania działa on po prostu nadmiernie. Objawia się to właśnie tak, że jądro ogoniaste wyłapuje zagrożenie w otoczeniu np. Drzwi - mogą być niedomknięte - sprawdź - człowiek sprawdza i w ten sposób wzmacnia rangę tego zagrożenia - jądro ogoniaste staje się bardziej wrażliwe na to zagrożenie i częściej zwraca na nie naszą uwagę. Co do kwestii błędnego działania jądra ogoniastego nie jest jeszcze pewne co je wywołuje, dużo mówi się o zaburzeniach poziomów hormonów w mózgu. Więc gdy jądro ogoniaste zostaje nadmiernie z jakiegoś powodu pobudzone, jedynym sposobem na jego unormowanie jest właśnie nie uleganie OCD. Skany mózgu wykazywały całkowity powrót do normalnego działania tego organu po 4 tygodniowym okresie konsekwentnego nie ulegania OCD przez badanych. To właśnie dowód na neuroplastyczność mózgu - własnym działaniem możemy naprawić wadliwie działające obszary. Oczywiście każdy ma indywidualny swój czas i nikt nie obiecuje , że w 4 tygodnie wyjdziemy z OCD.
Wiec moje OCD które pojawiło się w dzieciństwie i ciągnęło się przez całe życie, czepiając się kilku tych samych tematów powoli odchodzi w nie pamięć, tak naprawdę wziąłem się za nie w ostatnim czasie i nie było to łatwe ani przyjemne, ale mogę powiedzieć, że to naprawdę działa. Nie ulegając chęciom sprawdzenia czy drzwi są zamknięte po początkowym zwiększonym dyskomforcie te chęci stają się coraz rzadsze i słabsze.
PODSUMOWANIE
Cóż, może mój wpis nie oddał pełnej dramaturgii zdarzeń, choć chyba wcale tego nie chciałem, chciałem opisać to jak najnormalniej i zrozumiale oraz zwięźle. Jestem wolny od zaburzenia już 4 lata, udało mi się wiele zmienić w życiu, w dużej mierze poprawiłem swoje schematy choć tu jeszcze mam sporo pracy, moje OCD też już ulega rozpadowi. Nabrałem wiele dystansu do życia, staram się ograniczać i prostować swoje reakcje stresowe, bo tak naprawdę nie sytuacje w życiu powodują stres tylko to jak człowiek te sytuacje postrzega. Oczywiście w pełni zaakceptowałem swoją wrażliwość, znam jej dobre i złe strony. Czy jestem innym człowiekiem niż przed zaburzeniem? W pewnych kwestiach tak i to jest bardzo pozytywne, zmieniło się wiele na plus. Na pewno zyskałem wiele pozytywizmu w życiu, nie ma już tego chorego negatywizmu i pesymizmu, często się śmieje, często sam do siebie . W sumie sobie nawet tak myślę,że ta nerwica nie była taka straszna, czasami mam dziwny sentyment do tych stanów
Z takich rad mógłbym napisać, że konsekwentna, sumienna praca jest kluczowa w wyjściu z zaburzenia. Wiem, że na początkach jest trudno, myślenie jest osłabione bo przecież stan defensywny w mózgu działa. Ale należy starać się z całych sił działać logiką, postawić na kwestię zrozumienia zaburzenia np. Jeśli mamy napisane, że jak zignorujemy jakąś myśl to może ona wrócić po godzinie – to nie wpadamy w rozpacz, że o Boże to nie działa, tylko to do znudzenia akceptujemy. Jeśli mamy napisane, że atak paniki nic nam nie zrobi – to z każdym kolejnym atakiem staramy się go coraz bardziej oswoić. To wszystko wygląda jak nauka chodzenia u małego dziecka - małymi krokami. Trzeba być świadomym, że stan zaburzenia lękowego jest silny i mechanizm lękowy momentami nas zaślepia i wpadamy w lękowy trans z którego musimy się budzić, otrząsać i działać logiką. Musimy się w tym po prostu zatrzymywać i za każdym razem powtarzać móżgowi “ Ej, nic się nie dzieje, “. Wiedza jest podstawą, jest bardzo ważna , gdy dołożysz do niej działanie, możesz być wolny. Jestem tego przykładem, Ty też możesz.
Cześć,
Byłem tu zawsze jako bierny obserwator i słuchacz nagrań. Dzisiaj chciałbym zamieścić post.
Od zawsze wysoko wrażliwy.
OCD było ze mną z mniejszymi lub większymi epizodami przez 10 lat. Dyktowało mi to jak mam żyć, jak mam myśleć, co mam robić. Traciłem przez to związki, pasje, znajomych, zdrowie i pieniądze.
Mój konik w stanach totalnie zaostrzonych to lęk przed treściami homo i tym, że stanę się homo. Czyli klasyk!
Dwa lata temu silny nawrót, pada decyzja o świadomym leczeniu, czyli: terapia, autoterapia, leki, zmiana trybu życiu, zmiana sposobu odżywiania. Totalne przebiegunowanie.
Dzisiaj mogę powiedzieć, nie mam nerwicy. Terapia dawno zakończona, leki odstawione.
Ogrom włożonej pracy, wzięcie swojego życia we własne ręce sprawiły, że czuję się wolny.
Co czuje jako odburzony? W zasadzie to nic szczególnego. Nauczenie się żyć w tej normalności wydaje się trudniejsze niż samo odburzanie A życie bez ciągłych jazd emocjonalnych wydaje się momentami nudne Ciekawym jest to, że żyjąc jako odburzony dalej czuję lęk, strach, złość, żal, smutek i związane w tym reakcje w ciele. To zawsze wszystko będzie. Kluczem jest to co z tym zrobimy.
Nie będę opisywał swoich zmagań, przeżyć czy objawów. Nie mniej, każdemu z Was życzę powrotu do zdrowia. Małymi łyżeczkami, krok po kroku róbcie swoje. Chwalcie się za małe sukcesy, nie biczujcie się za gorsze dni.
Eloszka wszystkim. Xd
Tak jak w temacie. Z lękiem społecznym a dokładnie (strach przed opinią innych ludzi) borykałam się żeby nie skłamać od gówniarza. W szkole znęcano się nade mną . Zarówno psychicznie i również fizycznie. Byłam wyzywana, wyśmiewana bo byłam otyła i dlatego, że mocno odstawałam od rownieśników, ponieważ nie mogłam sobie pozwolić na super ciuszki i inne gadżety w tamtym okresie. To w bardzo mocnym stopniu wykształtowało we mnie ten strach co może ktoś sobie o mnie pomyśleć i co z tym idzie mnóstwo zachowań unikających.
Weszłam w dorosłe życie i Żyłam tak sobie a raczej wegetowałam bo nawet najzwyklesze wyjście było dla mnie mega problemem, ciągle miałam wrażenie obserwacji przez inne osoby i myśli, że oni na bank mnie oceniają, byłam tym wręcz przytłoczona, zalewały mnie poty jak ktoś na mnie spojrzał.
Nie byłam w stanie normalnie nawet dać kase dentyście bo tak latały mi ręce ze strachu. Zadzwonić do kogoś obcego załatwić coś to był wyczyn. Pół dnia potrafiłam układać rozmowy a i tak nie zadzwoniłam.
W większych grupach, gdzie poznawałam nowe osoby była tragedia. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa a jak już to zrobiłam to się jakalam i koniec końców nie mówiłam nic bo się bałam . I gonitwa myśli przy tym,, wydurniłam się, oni będą się ze mnie śmiać,,. Pamiętam jak dziś jak bardzo chciałam iść na siłownie sama to nie weszłam tam z obawy, że mnie zaraz na bank zjadą, ocenia, wyśmieją. Więc nie poszłam, tylko chodziłam w koło niej. Wręcz ścieżkę wydeptałam i zwiałam na chatę bardziej zesrana jak przed wielkim wyjściem na siłkę, W oczy nie mogłam patrzeć bo mnie paraliżowało to, trzęsawki, duszności norma dnia codziennego . Potrafiłam godzinami się zastanawiać czy ja się nie wydurniłam, czy mnie polubią, czy jak tak się ubrałam to mnie nie ocenią negatywnie etc. Nie jestem w stanie wymienić wszystkiego xd
.Dobra, ale przechodzimy do działania. Gdy już wiedziałam co tak naprawdę mną rządzi zaczęłam do tego podchodzić inaczej oczywiście z pomocą terapeuty, który dał mi wszystkie możliwe narzędzia i rady.
Pracuje z ludźmi cały czas więc ekspozycja była czy mi to się podobało czy nie.
Pierwszym krokiem było przyzwolenie u mnie na drżący głos, trzęsawki rąk, ciała, i inne cuda i tłumaczenie sobie, że przecież to nie jest tak, że każdy człek zaraz mnie ocenia. Bo mają ważniejsze sprawy na głowie jak kminic o mnie dniami o nocami i to, że ich opinia jest mało ważna dla mnie a ważniejsze jest moje zdrowie psychiczne. I tu był szok bo ja przyzwalam a tu zonk taki bo wszystko tak waliło we mnie ze zdwojoną siłą, że myślałam że coś nie tak robię a to jest prawidłowa reakcja na to. Bo emocje krzyczą co się tu kurde dzieje. I stąd to nasilenie.
Dwa musiałam dopuścić do siebie krytykę z, którą miałam ogromny problem. Musiałam przyzwalać, że ktoś może mnie krytykować bo ja też to robię.. Co nie było łatwe.
Jąkanie dało mi popalić bo niby tu człowiek próbuje coś zagadywać do obcych osób a traciłam wątek, nie wiedziałam co ja powiedziałam przed chwilą, czarna dziura. Więc z uporem maniaka z wyrozumieniem dla siebie gadałam z jak największą ilością obcych ludzi. Początkowo dramat tak się cięłam, że głowa mała, ale z czasem coraz lepiej.
Gdy byłam w grupie i z kimś nie miałam wspólnego tematu a była ta niezręczna cisza to tłumaczyłam sobie, że nie musze mieć ze wszystkimi wspólnych zainteresowań i siedziałam dalej. Przeczekiwałam emocje.
Najgorsze chyba dla mnie z całej tej szopki było poczucie obserwowania . Gdzie nie szłam, czułam wzrok na sobie ludzi i myśli i wszystkie towarzyszące objawy.Miałam ochotę uciekać, byle tego nie czuć, zaczęłam chodzić nie jak zawsze między blokami tak żeby było jak najmniej osób a wręcz wchodziłam w dużą grupę ludzi i nie uciekałam. Jak mi nie wyszło i musiałam zwiać bo to było silniejsze to nic się nie stało następnym razem szłam również w tłum ludzi i starałam się zostać trochę dłużej. Z czasem i to poczucie obserwowania zniknęło.
I to nie jest tak, że ja wystawiałam się i nagle pyk lęku nie ma. Myśli też nie ma. Często gęsto było tak, że wymiękałam bo to było za silne,ale metodą prób i błędów próbowałam. Jak zrobiłam Unik, czy cos nie załatwiałam byłam wobec siebie wyrozumiała i poszłam następnym razem.
A teraz na chwilę obecną moje życie zmieniło się o 360 stopni. Z Osoby wycofanej stałam się bardzo towarzyska. Nie zamykam się w czterech ścianach, byle tylko nie czuć się oceniana przez inne osoby. Non stop kogoś poznaje, rozwijam się. Ogólnie nie ma nic na chwilę obecną co towarzyszyło mi większość życia z moim lękiem społecznym
Pora napisać post informujący o tym, że i mnie udało się doprowadzić do zakończenia nerwicy, a w moim wypadku była to nerwica natręctw myślowych. Zwlekałem trochę z tym postem, bo uważam, że pośpiech w odburzaniu i tych postach odburzeniowych za niewskazany. Nie po to zresztą wpajałem sobie do głowy myśl, że nie zmieniam odburzaniem objawów a podejście do nich, żeby na końcu dawać
argumenty nerwicy w moim świeżym okresie bez niej, że może mi zaraz pokazać jak ładnie wygląda lęk hehe. Miałem takie przekonanie, że jak przedobrzę i zrobię sobie napinkę to wrócę dość szybko do
niepokoju i myślę, że tak by się stało. Moim zdaniem łatwo pomylić dobre samopoczucie z prawdziwym odburzeniem.
Nerwicę natręctw bez prześwitów większych miałem 9 lat, chociaż wcześniej już istniały poważne lęki. Sprawdzanie klamek gazu i wielu takich to według mnie poważny przejaw ukrytego napięcia. Wiadomka, że wtedy się to bagatelizowało, bo nikt nie może wiedzieć co się stanie za parę lat.
Męczywół mój związany był z dążeniem do ideału i to ono stanowiło prawdziwy początkowy problem, który wpędził mnie w pierwsze natręctwa. Perfekcjonizm jednocześnie był brakiem zgody na
niepowodzenia, co widoczne było po mnie wśród znajomych i w szkole oraz potem pracy. Zawsze chciałem dobrze wypaść i wszystkie czynności lub zadania sprawdzałem przynajmniej 20 razy. Możecie się domyślać, że to wystarczyło i było tego wszystkiego momentami za wiele.
Pierwsze natręctwa dotyczyły psychiki, bo złapało mnie wtedy uczucie, że przestałem kontrolować swoje myślenie. Być może było to związane z natłokiem myśli, ale czułem, że mózg psychicznie przestał pracować. Czułem się zmęczony, bez energii i już wtedy pojawiły się analizy, na temat tego, co mi dolega. Starałem się nagle odpoczywać i zrobiłem podstawowe badania, ale było coraz gorzej i szukając odpowiedzi w internecie, zacząłem mieć myśli, że się potnę i w efekcie na końcu zabiję. Od początku nerwicy myśli miały wyjątkową zdolność przekonywania mnie do wiary w ich treść. Nakręcałem się jakbym był od nich uzależniony a one zmieniały się co jakiś czas i powstawała analiza analizy, szczególnie wtedy jak chciałem wyjaśnić ich słuszność.
Trafiłem najpierw do psychiatry i dostałem leki plus diagnoza zaburzeń obsesyjnych i zaburzeń osobowości mieszanej oraz pokierowanie na terapię.
Nie chcę o lekach dużo pisać, bo każdy ma swój rozum, ale po całym czasie z zaburzeniem wiem, że jak nerwica się utrwaliła i jest w pełnej krasie to leki nie wyleczą tego. Wspomagałem się
antydepresantami i doraźnie wspomagaczami pierwsze lata i niektóre dawały efekty, choć odstawienie wiązało się z tym, że za jakiś czas myśli lękowe na nowo wskakiwały w głowę i miały taką samą moc przekonywania i wzbudzania analizy.
Poszedłem na terapię i dopiero niedawno zdałem sobie sprawę, że ja na terapii to byłem prawie cały czas. Miałem duże wymagania co do terapeutów, bo w końcu chodziło o moją psychikę, dlatego na początku nie mogłem zagrzać u nikogo w gabinecie miejsca na dłużej, ale ostatecznie stało się tak w wypadku trzech. Pierwsza miała kształt terapii analitycznej i nie mogę narzekać na nią, bo psycholog wspierała mnie w trudnych momentach, ale też moim zdaniem terapia ta była trochę bezkształtna jak chyba większość terapii analitycznych i odnoszę wrażenie, że można na nie chodzić w zasadzie bez końca.
Drugą była terapia nastawiona na nerwicę, czyli dużo tabelek, ćwiczeń i sporo aktywności tylko utrudnieniem przy niej była ilość tych myśli, bo czasem wypadałoby zapisać cały zeszyt w ciągu jednego dnia.
W końcu doszły mi w między czasie myśli rocd i tu terapia trochę poległa, bo przestałem się w tych ćwiczeniach odnajdywać, ale może też dlatego, że te nowe myśli były dużym szokiem.
Stały się najważniejsze i analiz było tak wiele, że chyba sama psycholog nie wiedziała powoli co z tymi ćwiczeniami robić. Trzecia to terapia, którą nazwałbym terapią logiki i małej prawie obsesji hehe
na punkcie pozwalania na emocje, czyli awangardowa terapia Wiktora, która w rzeczywistości była dla mnie wielkim przełomem. Miałem jeszcze w międzyczasie terapię grupową z uwagi na sprawy rodzinne.
Nerwica wyglądała i objawiała się prawie zawsze tak samo. Najważniejsze były natrętne myśli i to na nich oraz na napięciu, lęku moje zaburzenie się skupiało. Tematyka myśli jak pisałem była bardzo zmienna, na początku duże lęki przed zaburzeniami borderline, dwubiegunową, zrobieniem sobie krzywdy, a nawet lęki o nerwicę natręctw, że wpadnę w kompulsje i nie będę mógł przestać ich wykonywać.
Wiele myśli o samych myślach oraz analiz o myślach i o tym jakie one są i czy są słuszne. Znajduję się dziś na takiej pozycji, że mogę powiedzieć, że najgorsza byłą jednak chęć analizy zarówno myśli, jak i samej analizy.
Miałem też wiele innych krótkotrwałych myślowych wkręt, ale nie będę tego wymieniał, tak jak i objawów somatycznych, które akurat u mnie nie powodowały lęku. Było prawie zawsze obecne napięcie, które czasem się nasilało, czasem opadało i jakby nie było w tym żadnych powodów, no może poza sytuacjami, w których się nakręcałem.
Po 4 latach takiej nerwicy wkradły mi się myśli dotyczące mojej dziewczyny. Było to nagłe i znikąd pojawiła się myśl, czy ona mi się naprawdę podoba. To było jak kula śnieżna. Poleciało potem już wszystko, czy ją kocham, czy też nie oraz, czy do siebie pasujemy. Nagle uczucia wyparowały, a więc pojawiły się analizy dlaczego tak się stało i czy to nie oznacza, że jednak te myśli są prawdziwe. Nie jest mi chyba dana umiejętność pisania w sposób emocjonalny dlatego nie przekażę chyba należycie jakie to było dla mnie wtedy straszne. Z dnia na dzień straciłem uczucia i drugą połówkę, bo nic nie czułem, a myśli przychodziły całymi seriami. Pojawiało się też obserwowanie dziewczyny, dostrzegałem wszystko negatywnie, czyli ubiór, wygląd, zachowanie, cechy charakteru co powodowało dużo cierpienia. Nie mogłem uwolnić się od tych myśli a do tego zaczęły dochodzić uczucia takie jak niechęć, a nawet obrzydzenie oraz wstręt do dziewczyny.
Odbiło się to na sprawach intymnych i spędzaniu czasu razem, bo bałem się być blisko niej, gdyż zaraz odzywały się myśli i emocje. To nie było tak, że mi czasem ta myśl przyszła do głowy, tylko były to całe monologi w tym temacie i silne uczucia. Wyjaśniam to wam, którzy nigdy nie mieliście takich natręctw, bo może być ciężko zrozumieć czego właściwie dotyczył mój strach. W jednej chwili utraciłem kawałek życia i planów na przyszłość, bo to jest tak jakby ta osoba zniknęła a ja starałem się to naprawić tylko nie wiedziałem, w jaki sposób to zrobić i na swoją zgubę wyjaśniałem niewyjaśnione. Stany te trwały w zasadzie od rana do momentu położenia się spać.
Pewnym punktem zwrotnym było znalezienie forum, czyli wpisów i nagrań divovick, chłopaki zrobili kawał dobrej roboty i wrzucili mi w głowę mały punkt zaczepienia. Było to bardzo wiele, bo wtedy był to okres silnych analiz i zacząłem wkręcać się w myśli, że skoro tak ma wyglądać życie to najlepiej sobie je odebrać, a to nasilało w następstwie lęk przed zrobieniem sobie krzywdy. Przez ponad rok studiowałem forum i nagrania, niektóre kwestie znając już na pamięć. Nie wiedziałem jednak jak mam w wypadku rocd zaryzykować dlatego głównie opierałem się na ignorowaniu myśli. Na początku było bardzo ciężko, ale w końcu zacząłem widzieć różnicę i to nawet znaczącą. Tylko że nie doszło nigdy do uczucia, że nerwicy nie ma, bo zawsze coś z nią związanego się pojawiało. Wydaje mi się, że wtedy za bardzo postawiłem wszystko na olewanie myśli, bo choć to zmniejszyło napięcie i nie dawało aż tyle uwagi nerwicy, to nadal podświadomie bałem się tych myśli.
Chyba to spowodowało, że pewnego razu uderzyły na nowo z wielką siłą i od razu z tymi samymi uczuciami obrzydzenia. Był to okres, w którym dziewczyna pytała o przyszłość, co bardzo mnie dobijało i zacząłem mocno porównywać nas z innymi parami. Ratowałem się trochę wspomagaczami i bałem się, że nie wytrzymam i ją zostawię albo sobie coś zrobię. Próbowałem na nowo wdrażać ignorowanie i akceptację, ale wychodziło to dużo gorzej i chyba straciłem wtedy zaufanie do odburzania. Załatwiłem sobie terapię grupową, a potem trafiłem do Wiktora.
Było to kolejnym i ważnym punktem zwrotnym, bo wiele rzeczy rozjaśniło mi się w głowie. Choćby to, że wcale nie muszę czuć w pełni wiary w to, że te natręctwa to nerwica. Wcześniejsze przekonanie, że jeśli na 100 procent nie uwierzę w nerwicę to się nie odburzę była dla mnie bardzo szkodliwa. Był to bicz na samego siebie, bo zwykle we wszystkim byłem perfekcyjny i kiedy tak czekałem na akceptację i pełną wiarę to przychodziła jedynie presja. Przy rocd wiara w samą nerwicę była, ale nie w myśli i te obrzydliwe uczucia wobec dziewczyny, bo miałem przekonanie, że podpowiadają one prawdę.
Dlatego doszła mi do pracy racjonalizacja, ale nie wyjaśniająca znowu, czy to jest w ogóle nerwica tylko z góry zakładająca, że to wszystko to natrętne śmieci i przypominająca w jaki sposób te myśli powstają
i dlaczego. Wykonywałem takie zadania opierając się prawie w pełni tylko na racjonalizacji. Dużo mi to dało, bo zacząłem uświadamiać sobie, że samo nazywanie tych natręctw natręctwami mimo braku pełnej wiary ucinało wiele analiz i powodowało, że pierwszy raz głębiej dostrzegłem, że to są po prostu myśli, a ja tracę czas. Nawet wtedy napisałem o tym jakiegoś chwalebnego posta hehe. Sielanka szybko została zakończona przez nerwicę, bo dorzuciła przez mój perfekcjonizm lęk, że znowu będzie to tylko czasowe jak wtedy ignorowanie. Do tego niezmiennie obecne było nerwicowe obserwowanie partnerki i na parę miesięcy straciłem w sumie ponownie nawet chęci do odburzania. Wiadomka…potem znowu próbowałem i zrobiłem to samo, czyli wszystkie myśli i lęki racjonalizowałem pod kątem tego, co one sobą reprezentują. Czym są natręty, to wiemy chyba prawie wszyscy, tylko ja codziennie to sobie głośno przypominałem.
Dziś stwierdzam, że było to bardzo ważne, choć czasami przypominało o nerwicy, dużo bardziej niż bym sobie tego życzył i nawet pojawiały się analizy, że robię źle, bo przecież ciągle o tym rozmyślam.
Uciąłem to jednak po czasie, bo o nerwicy i tak zapomnieć nie udało mi się nigdy, postanowiłem więc nie dawać pola na tego rodzaju analizy i nadal uświadamiałem sobie, co z czym się łączy i skąd przychodzi. Dla niewtajemniczonych wyjaśniam, że chodzi mi o mechanizm lękowy hehe. Pomocne było również uświadomienie, że myśli to tylko jedna część, bo to uczucia też stoją za tym, że ja chcę te wszystkie myśli i wyobrażenia analizować. Miałem dlatego uznać, że przez jakiś czas nie słucham nawet własnych uczuć, bo i te są natrętne. Stałem się więc trochę jak działający racjonalizujący człowiek-robot i miałem trochę trudności z tym, bo i tu nerwica podpowiadała, że to zły pomysł, ale dzięki wcześniejszemu skupieniu na racjonalizowaniu widziałem już, że to jest też natrętnie, dlatego wyśmiewałem, nazywałem natrętem i kazałem spadać.
Te dwie rzeczy były chyba najważniejszą sprawą w moim odburzaniu.
Dochodziła też aktywność życiowa, bo to nie tak, że ja ciągle do siebie coś mówiłem i równocześnie siedziałem w domu, bo nigdy by wtedy nic z tego nie wyszło. Angażowałem się w codzienne obowiązki,
ale już bez szukania zajęć na siłę. W momencie, kiedy mówiłem sobie, że akceptuję, lecz nie chcę słuchać uczucia wstrętu, bo jest kłamstwem i myśli o związku to natręty a miałem jednocześnie spędzić wieczór z dziewczyną, to trochę na siłę zgadzałem się, że na razie jestem jak robot i wygląda to wszystko teraz bardzo ciężko. Pogodzić się z tym niestety w końcu musiałem, bo inaczej było od razu denerwowanie się tymi uczuciami i przejmowanie nimi oraz analizy dlaczego tak jest i czy to nie jest jednak prawda lub, czy w ogóle wyjdę z tego.
Często odczuwałem wzrost napięcia i to najbardziej, wtedy gdy nie chciałem analizować myśli i słowem klucz stało się to, że przeczekam to napięcie. Nie do końca wierzyłem, że to napięcie kiedykolwiek minie, ale wtedy też przypominałem sobie cały mechanizm i dlaczego w ogóle to napięcie się pojawiło. Przyzwalałem też na nie bardzo powoli, bo przekonałem się już wcześniej, że jak nie da się więcej na daną chwilę mieć przyzwolenia, no to się nie da...heh. Nie są to wszystkie rzeczy, które robiłem, ale te były najważniejsze i to one doprowadziły w końcu do tego, że natręctw zrobiło się mniej. Była to zmiana stopniowa i mogłem już bez nadmiernych monologów do siebie wszystkie akceptować i olewać.
Poczułem w którymś momencie stan błogiego braku szukania cech, zachowań i wad w wyglądzie mojej dziewczyny. Zupełnie jakby wszystko było oparte o zasadę, że było i minęło...było to dziwnym uczuciem dla mnie i trochę nawet spanikowałem, ale to wielu odburzonych po dłuższym czasie z tego co widziałem to tak ma. Szybko zorientowałem się też, że to podświadome szukanie problemu nadal się czai! Dlatego nie mogłem od razu po poprawie, mimo że nawet uczucia zaczęły się powoli pojawiać i tak zajmować się od razu samym związkiem. Nie mogłem też za szybko analizować uczuć do dziewczyny, bo nawykowo i odruchowo wracały do mnie te uczucia niechęci i wstrętu a za tym kolejne myśli.
Dlatego też dałem sobie dużo więcej czasu nawet, wtedy gdy natręctw już nie było. Nadal dość często sobie przypominałem, z czym miałem do czynienia i żyłem innymi sprawami, a nie nerwicą,
która wtedy znowu powstawała z samego parteru.
Nie wiem, w jakim stopniu zawile to opisałem, bo napisałem to jednym rzutem, ale ciężko mi było zrobić konkretny odburzeniowy post, a że daję sobie prawo do tego, żeby nie wszystko było idealne hehe
to zrobiłem to najlepiej jak potrafiłem. Nie mam natrętnych myśli w głowie czy kocham, czy nie. Moja dziewczyna mi odpowiada a te rzeczy, o które się czepiałem w nn wydają się teraz dziwnie śmieszne i troszkę powoli odkurzamy związek, bo te lata z tym trochę smrodu i brudu narobiły.
Nad perfekcjonizmem pracuję powoli, głównie dając sobie prawo do mniejszych ideałów w szczegółach. Po pracy z nerwicą widzę, że takie postanowienia przekładają się na zachowanie, ale wymaga to czasu.
Na pewno co to nie pozwolę sobie już na zbudowanie takiej presji jak wiele lat temu.
Chcę też napisać coś bardzo moim zdaniem ważnego, że odburzanie nie musi być wcale szybkie. U mnie jakby wziąć do kupy pierwszy rok prób odburzania, potem kolejny ignorowania,
bo ten okres też mi się bardzo przydał aż po ostatnie prawie 2 lata powyższych starań to w sumie wychodzi 3–4 lata. Dla kogoś to będzie pewnie dużo a dla innych nie.
Kiedyś taka liczba to byłby dla mnie koszmar i nie umiałbym się z tym pogodzić, ale z obecnego miejsca to wcale nie dziwię się, że tyle czasu potrzebowałem, żeby to wszystko złożyć w całość.
Jeżeli ktoś z was ma nn i chce o coś spytać to zapraszam na pw ale zawsze odpowiem tylko z własnych doświadczeń, bo nie czuję się specjalistą we wszystkich zaburzeniach a odburzanie to indywidualna moim zdaniem sprawa.
Dziękuję adminom za prowadzenie forum, bo wszystko dobre dla mnie jeśli chodzi o nerwicę zaczęło się tutaj hehe.
Wiktorowi to wiadomka za wszystkie wskazówki i wyprowadzenie z błędnych przekonań odburzeniowych oraz za odpowiedzi na moje pytania pomiędzy sesjami, które zapewne nie były czymś, czego bardzo się pragnie przez taki czas, ale ratowały mnie nieraz. Dziękuję również Adrianowi, który nie jest z forum tylko z grupy na skype, ale zapewne przeczyta ten post a zmagania jego były dla mnie
na początku inspiracją. Ufff...dzięki! Postaram się wystąpić w jakimś nagraniu na youtube jeśli będzie taka możliwość.
Na końcu i przede wszystkim dziękuję swojej dziewczynie. 😊
Witajcie. Od jakiegoś półtora miesiąca zmagam się z nerwicą. Objawia się i a u Mnie drętwieniem nóg i rąk, ostrymi dusznościami, biegunką. Zaczęłam chodzić na terapię i mimo, że na początku nie potrafiłam zrozumieć, że jak to mnie mogło spotkać? Czemu właśnie teraz ? Skoro jestem szczęśliwa, mam rodzinę, dobrze się nam powodzi. Zamiast akceptacji i zrozumienia ciągle było niedowierzanie i pytania dlaczego? Tak jak wspomniałam zaczęłam chodzić na terapię biore też leki. Zauważyłam, że po dwóch spotkaniach terapia zaczęła dawać mi dużo do myślenia. Zaczęłam analizować siebie, swoje życie. Zaczynam też akceptować, że nerwica jest ale że jest to stan który kiedyś minie. Kiedy pojawiają się ataki za każdym razem staram się nie panikować i tłumaczę sobie, że to nerwy, że to one powodują moje samopoczucie. Czułam i nadal czuję straszny lęk przed wyjściem do ludzi. Ostatnio dostałam na przystanku ataku i dzwoniłam po męża żeby po mnie przyjechał i zabrał mnie do domu i tak też się stało. Przez kolejne dwa dni miałam strasznego doła i znowu czarne myśli, że moje życie się skończyło bo nie potrafię nawet wyjść sama z domu. Jednak po tym ataku przełamałam się już 3 razy i wyszłam do ludzi i pomimo, że miałam myśli, że muszę uciec bo za chwilę mi się coś stanie to zostałam i nic mi się nie stało. Poradziłam sobie z tymi myślami w tym momencie. Czuje w sobie taką małą dumę, że mimo iż bałam się wyjść przez ostatnie dni to jednak się odważyłam i nic mi się nie stało. Dziś znowu mam gorszy dzień. Wszystko mnie dołuje. Jednak staram się ciągle sobie powtarzać, że jestem silna i że dam radę. Tyle osób sobie poradziło i ja sobie też z tym poradzę. Wiem, że jeszcze wiele pracy przede mną, ale zrobię wszystko żeby moje życie wróciło do dawnego. Mimo, iż mam chwilę zwątpienia, że z jednej strony czuje się silna i próbuje różnych metod na rozładowanie stresu i odgonienie myśli np. zaczęłam kolorować kolorowanki dla dorosłych, zapisuj sobie swoje myśli z notatniku i staram sobie rozpisywać swoje probelmy to kiedy znowu przychodzi gorsze samopoczucie znowu czuje się bezsilna. Ale kończąc już ten mój długi i dosyć chaotyczny wpis chciałam podzielić się jeszcze tym, że po półtora miesiąca zmagania się z nerwicą i napadami, lekami widzę, że radzę sobie z nimi lepiej niż na początku. Na początku często od razu zamykałam się w sobie, kładłam się do łóżka, płakałam i widziałam wszystko w czarnych barwach. A teraz mimo że momentami czuje się naprawdę źle to staram się ze wszystkich sił szukać pozytywów i włączyć sobie, że nic złego mi się nie dzieje, i że jest to o stan który minie.
Kochana,
nic na siłę. Daj sobie czas i przyzwolenie na gorsze dni, bo każdy wychodzący z nerwicy takie dni ma, ale to każdy, uwierz. Suplementuj magnez, bo on leczy skołatane nerwy, najlepiej cytrynian. Do tego witaminka D3.
Witam. Moje problemy zaczęły się od lutego tego ze wybudzałem się w środku nocy i dużym lękiem.Nasiliło się to do tego stopnia że trafiłem na pogotowie. Tam przepisali mi leki, benzodiazepiny ktore brałem okolo miesiąc ale nie codziennie. Pozniej lekarz przepisał mi tricticco i progabaline oraz ketrel ktore biore do dzisiaj. W ostatnim tygodnou mialem duze pogorszenie i bralem znowu przez tydzien benzodiazepiny. Czuje sie fatalnie. Okazaniu sie ze mialem nerwice dlugi czad ale nie wiedZialem o niej. Odpaliła sie ona w marcu i tak do dzisiaj nie wiem co sie ze mna dzieje. Prosze o pomoc